Nie bierz do siebie
dożyliśmy cienia
Bóg wie
jakiej góry
we mgle idę
przez rzęsy
stychicznych hal
a nad nimi
radykalne maksymy
te chcąc inspirować
budzą refleksje
słońce niby artysta
grzebie łzy
granice ścierania się
obytych mas
w życiu na pokaz
z wystawnym
ponczem
sutym stołem
ubrani w cnotliwe
i prawe mniemanie
doganiamy wiatr
i znów
w paraklecie wyżej
wymienionych
będziemy bronić
suwerennych
płomieni
które tańczą na ścianie
nieubłaganie
które nic nie wnoszą
które dokomponują wszystko
których istota
dosiadła kryształy
w bastionie
słów
które były na początku
i które będą na końcu
nim tantra
rozerwie horyzonty
fantasmagorii
pomiędzy nimi
żegluga milcząca
u podstawy
zderzenia się
z Niewyrażalnym
innej poetyki
zuchwały
czczy haust
ruga
spopielałe
kości które
szukając się
po świecie
dotarły
na szczyt
władzy
szefa rządu
absolutne
które w raporcie pokolenia
zeznają swój portret młodzieńca
ale i karykaturę starca
zderzenie
komety z księżycem
wytworzyło
atmosferę
skandalu
w antycznym
teatrze
jednego aktora
dojrzewającego
u stóp wulkanu
jego erupcja
przypomina
degustacje win
odpuszczam ci
zdrowaś
i daję klucz
do życia
wiecznego
w imię deszczu
lepszych akwenów
gdzie rośniesz
na jakiej łunie
z martyrologicznych salw samotności
ale nie osobliwej
książę Rupercie
wybiegnij przed
szereg
i stań się
poziomem morza
albo depresją atypową
albo linią
brzegową
pomiędzy
aktem lubieżnym
dwóch ciał
których zaborca
skłonny do marszruty
po wzgórkach
i dolinach mej
nowej wiary
twego ciała
zdążył sfotografować
a które na obczyźnie
zwą się unią
w swych
wyrzeźbionych
minach
zatrzymana
w asymetrii
posągowa
uroda
nie dotykaj
bo się zrymuje
albowiem
wybuchniesz
Bóg wie
jakiej góry
we mgle idę
przez rzęsy
stychicznych hal
a nad nimi
radykalne maksymy
te chcąc inspirować
budzą refleksje
słońce niby artysta
grzebie łzy
granice ścierania się
obytych mas
w życiu na pokaz
z wystawnym
ponczem
sutym stołem
ubrani w cnotliwe
i prawe mniemanie
doganiamy wiatr
i znów
w paraklecie wyżej
wymienionych
będziemy bronić
suwerennych
płomieni
które tańczą na ścianie
nieubłaganie
które nic nie wnoszą
które dokomponują wszystko
których istota
dosiadła kryształy
w bastionie
słów
które były na początku
i które będą na końcu
nim tantra
rozerwie horyzonty
fantasmagorii
pomiędzy nimi
żegluga milcząca
u podstawy
zderzenia się
z Niewyrażalnym
innej poetyki
zuchwały
czczy haust
ruga
spopielałe
kości które
szukając się
po świecie
dotarły
na szczyt
władzy
szefa rządu
absolutne
które w raporcie pokolenia
zeznają swój portret młodzieńca
ale i karykaturę starca
zderzenie
komety z księżycem
wytworzyło
atmosferę
skandalu
w antycznym
teatrze
jednego aktora
dojrzewającego
u stóp wulkanu
jego erupcja
przypomina
degustacje win
odpuszczam ci
zdrowaś
i daję klucz
do życia
wiecznego
w imię deszczu
lepszych akwenów
gdzie rośniesz
na jakiej łunie
z martyrologicznych salw samotności
ale nie osobliwej
książę Rupercie
wybiegnij przed
szereg
i stań się
poziomem morza
albo depresją atypową
albo linią
brzegową
pomiędzy
aktem lubieżnym
dwóch ciał
których zaborca
skłonny do marszruty
po wzgórkach
i dolinach mej
nowej wiary
twego ciała
zdążył sfotografować
a które na obczyźnie
zwą się unią
w swych
wyrzeźbionych
minach
zatrzymana
w asymetrii
posągowa
uroda
nie dotykaj
bo się zrymuje
albowiem
wybuchniesz

My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating