Nie bierz do siebie

author:  Maksymilian Tchoń
5.0/5 | 6


dożyliśmy cienia
Bóg wie
jakiej góry

we mgle idę
przez rzęsy
stychicznych hal

a nad nimi
radykalne maksymy
te chcąc inspirować
budzą refleksje

słońce niby artysta
grzebie łzy
granice ścierania się
obytych mas
w życiu na pokaz
z wystawnym
ponczem
sutym stołem

ubrani w cnotliwe
i prawe mniemanie
doganiamy wiatr
i znów
w paraklecie wyżej
wymienionych
będziemy bronić
suwerennych
płomieni

które tańczą na ścianie
nieubłaganie

które nic nie wnoszą
które dokomponują wszystko
których istota
dosiadła kryształy
w bastionie
słów
które były na początku
i które będą na końcu

nim tantra
rozerwie horyzonty
fantasmagorii

pomiędzy nimi
żegluga milcząca

u podstawy
zderzenia się
z Niewyrażalnym
innej poetyki

zuchwały
czczy haust
ruga

spopielałe
kości które
szukając się
po świecie
dotarły

na szczyt
władzy
szefa rządu
absolutne

które w raporcie pokolenia
zeznają swój portret młodzieńca
ale i karykaturę starca

zderzenie
komety z księżycem
wytworzyło
atmosferę
skandalu
w antycznym
teatrze

jednego aktora
dojrzewającego
u stóp wulkanu

jego erupcja
przypomina
degustacje win
odpuszczam ci

zdrowaś
i daję klucz
do życia
wiecznego

w imię deszczu
lepszych akwenów
gdzie rośniesz
na jakiej łunie
z martyrologicznych salw samotności
ale nie osobliwej
książę Rupercie

wybiegnij przed
szereg

i stań się
poziomem morza
albo depresją atypową
albo linią
brzegową
pomiędzy
aktem lubieżnym
dwóch ciał

których zaborca
skłonny do marszruty
po wzgórkach
i dolinach mej
nowej wiary

twego ciała

zdążył sfotografować
a które na obczyźnie
zwą się unią
w swych
wyrzeźbionych
minach

zatrzymana
w asymetrii
posągowa
uroda

nie dotykaj
bo się zrymuje
albowiem
wybuchniesz

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  
07.10.2025,  mroźny

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
30.09.2025,  Rafał Gatny

My rating

My rating: