Fotosynteza dusz
Opowiedziałem ci historię
z pnia drzewa
teraz zostały ci tylko gałęzie
i liście
nim ponownie zardzewieją
minie rok
ale ja nadal będę pamiętać
to małe ziarno
tę suchą łzę
z których jutro znów narodzą się
pąki
całkiem zawstydzonego kraju
przez moje odejście za ocean
i powrót w diamencie oszlifowanym
wodą ognistą
ale karat pozostanie impresario
w domu sztuki aliterycznej
nie widzę kresu
lustrzanych odbić mej elegii
mogę – obiecać ci wiersze
białe i rymotwórcze, ale też haiku
w momencie zbierania plonu
nadgryzionych jabłek
w ustach powietrza
skazanych na czekanie
podejrzanych o dotykanie
aresztowanych za oddanie
na powiekach człowieka z końca frazy
między piersiami karminu i hebanu
w których żyje kalina
w kotlinie szemrzącej tonią wzburzonej wody
i ja idący nią
niezłomnie, nieustępliwie, niewzruszenie
pewny
kłamstwa i prawdy
tek bezkarnie mroźnego dnia
w dzień strzelistej
modlitwy
w Ogrodzie
całkiem ojcowskiej ziemi
wypiętrzone rany
od grzechu śmiertelnego
wykrwawią się
zakrzepną i zalśnią
słojem starości
strojem bez garderoby
aktorem bez maski
obywatelstwem świata,
przynależnością do idei
oraz doborem słów zawsze omylnym
receptą na szczęście
wyborną równoległością
bez doskonałości nadejścia jutra
gdyż to jedyna kara za winy,
która nie umiera nigdy
nawet na wietrze
wieczności żeton i pąs
złem koniunktura,
bo o świcie sprzeniewierzano się przymierzu
w piwnicznej kolekcji zakorkowane echo
wytrawnym żądleniem
ubiczowani
naoczni świadkowie historii
nie walczącego
i bez oręża
ale w mocy prawnej wyrokujący
czystość sumienia
najwyższej instancji
byliśmy hedonistami, piliśmy i jadaliśmy z tobą
ale dziś
obronieni na kanwie niniejszej chimery
podczas pełni lustracji
odarci z rodzaju liczb pi
przecinków przed że
jako ostatni będę pierwszym, a pierwszy ostatnim
wyższej prawdy kolaboranci
zbawienia
Jako uczeń twej pokory
i sługa nieomylnej wiary w wiersze
umówiony z Wiecznością
Już Wiem
z pnia drzewa
teraz zostały ci tylko gałęzie
i liście
nim ponownie zardzewieją
minie rok
ale ja nadal będę pamiętać
to małe ziarno
tę suchą łzę
z których jutro znów narodzą się
pąki
całkiem zawstydzonego kraju
przez moje odejście za ocean
i powrót w diamencie oszlifowanym
wodą ognistą
ale karat pozostanie impresario
w domu sztuki aliterycznej
nie widzę kresu
lustrzanych odbić mej elegii
mogę – obiecać ci wiersze
białe i rymotwórcze, ale też haiku
w momencie zbierania plonu
nadgryzionych jabłek
w ustach powietrza
skazanych na czekanie
podejrzanych o dotykanie
aresztowanych za oddanie
na powiekach człowieka z końca frazy
między piersiami karminu i hebanu
w których żyje kalina
w kotlinie szemrzącej tonią wzburzonej wody
i ja idący nią
niezłomnie, nieustępliwie, niewzruszenie
pewny
kłamstwa i prawdy
tek bezkarnie mroźnego dnia
w dzień strzelistej
modlitwy
w Ogrodzie
całkiem ojcowskiej ziemi
wypiętrzone rany
od grzechu śmiertelnego
wykrwawią się
zakrzepną i zalśnią
słojem starości
strojem bez garderoby
aktorem bez maski
obywatelstwem świata,
przynależnością do idei
oraz doborem słów zawsze omylnym
receptą na szczęście
wyborną równoległością
bez doskonałości nadejścia jutra
gdyż to jedyna kara za winy,
która nie umiera nigdy
nawet na wietrze
wieczności żeton i pąs
złem koniunktura,
bo o świcie sprzeniewierzano się przymierzu
w piwnicznej kolekcji zakorkowane echo
wytrawnym żądleniem
ubiczowani
naoczni świadkowie historii
nie walczącego
i bez oręża
ale w mocy prawnej wyrokujący
czystość sumienia
najwyższej instancji
byliśmy hedonistami, piliśmy i jadaliśmy z tobą
ale dziś
obronieni na kanwie niniejszej chimery
podczas pełni lustracji
odarci z rodzaju liczb pi
przecinków przed że
jako ostatni będę pierwszym, a pierwszy ostatnim
wyższej prawdy kolaboranci
zbawienia
Jako uczeń twej pokory
i sługa nieomylnej wiary w wiersze
umówiony z Wiecznością
Już Wiem

My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Zaczynaj co dzień wraz ze światłem,bo nagli,
byś trzymał wysoko, gdy przypływ mroku wzmoże,
tak staniesz niewzruszenie nagi,
oddawszy wszystko i wszystko bez straty.