Miłość przelana na papier

autor:  Kasia Dominik
5.0/5 | 3


Cały czas pragnę wierzyć w zapewnienia Twoje,
koić w ciepłych ramionach łzy i niepokoje.
Widzieć w słodkim uśmiechu miłość do człowieka,
który z rumianym licem w niebie na mnie czeka.

Pisząc te nieme słowa, na gałązce drzewa
przysiadł czyżyk zwyczajny, który dumkę śpiewa.
Odtwarza piękne chwile pod kopułą nocy,
gdy spoglądałeś czule na ten cud uroczy.

Tak bardzo marzę znowu usłyszeć, że kochasz,
że nie będziesz już więcej, jak wędrowny łachasz*,
i pewnej nocy wrócisz, przytulisz namiętnie,
a za oknem tęsknoty krzew róży zakwitnie.

Pamiętam tamtą wiosnę – szaleństwa młodości,
muślinowe spojrzenia błyszczące z radości.
Bezszelestne wyznania na zielonej łące,
zmysłowość nocnych spotkań i fiołki pachnące.

Kiedy jesień nastała, zimne deszczu strugi
na firmamencie serca zostawiły smugi,
gdy odszedłeś tak cicho w odległe zaświaty,
w aureoli gwieździstej księżyca poświaty.

Cóż mogę więcej dodać? Chyba tylko tyle,
że byłeś i zostaniesz tęczowym motylem,
który mnie uratował przed śmiercią za życia,
wzniecając w młodej duszy płomienne uczucia.

I choć jesteś daleko, za zórz arkadami,
w elizejskim ogrodzie, między aniołami,
wysyłam tych słów kilka, abyś w nich rozpoznał
ogród, w którym rozbrzmiewa wiekuisty hejnał.

* wałęsający się

Kasia Dominik



 
KOMENTARZE


Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena: