Ballada o czasie, chabrach i słonecznikach

autor:  Ula eM
5.0/5 | 4


A w pustelni
cisza,
moja biedna Ukraino.
Zanim świat się zawali,
zanim zginą,
nisza
pachnąca skoszoną trawą
na zawsze się uszczelni.

Pozaklejam
milczeniem
wszystkie cztery pory roku.
Zegary zapomniane,
od świtu do zmroku
jesienie,
zimy nocami, a wiosny,
wiosny omijam.

Nie wpuszczę do domu
nawet lata,
moja biedna Ukraino,
nie chcę złotych słoneczników,
niech za oknem przeminą,
dla świata
nic nie warta uroda,
niepotrzebna nikomu.

Ze stepów chan
zasłonił
niebo, morza i rzeki,
słońce zepchnął w podziemie,
znów piekło otworzył, wieki
wiatr goni
po stepie, po co komu zegary,
po co chabrów łan.

Drażniła
bezgrzeszna dziewczyna,
piękna Ukraina,
obedrą ją jak niegdyś Polskę
z szat
obdarli życia złodzieje,
chory na głupotę Świat.

Wersje wiersza


 
KOMENTARZE


Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena: