Marcin P.

5.0/5 | 3


Ten bazarek od lat w tym samym miejscu
Jeszcze babcia kupiła tu dziadka razem z miłością i piołunem.
Potem poszli na karuzelę.
Szumiało im w głowach.
Gorące słońce paliło twarze.
Dziadek kupił lody na patyku.
Miał gest.
Mnie też takie kupował, jak już wyrosłem z pieluch.
Ten niebieski sweterek,
ten na lato,zawsze miałem poplamiony lodami.
Dziadkowi się dostawało od córki.
Jego córki.
Mojej mamy.
Miłość to miłość, tak mawiał dziadek.
Byłem oczkiem w głowie. Najważniejszy wnuczek. Najukochańszy. Syn córki.
Miał jeszcze trzech synów z narybkiem.
Dwóch wnuków i trzy wnuczki.
Przebijałem ich wszystkich.
Marcin lubił wypić i nie wylewał za kołnierz.
Nabył tę umiejętność od braci Moskali. Cztery razy za niepoprawność fundowano mu wczasy na Syberii.
On jak bumerang, przyczepiony niczym rzep do spodu wagonu, wracał.
Co uciekł z łagru, zawitał w domu, babcia zachodziła jak księżyc.
Marcina nie dało się nie lubić.
To jego granie, na harmoni.
To moje granie, na malutkich żebrach, które udawały klawisze .
Uwielbiał i umiał tańczyć.
Istniejąca do dzisiaj betonowa płyta taneczna, w nieistniejącym już Parku Młodych, pamięta jego chołubce i angielskiego walca.
Marcin potrafił walcować.
Po flaszce wypitej z braćmi podkręcał sumiastego wąsa i wzrokiem rzucał wyzwanie wszystkim, tej samej płci. Ich tercet, chociaż nie egzotyczny miał posłuch. Trzech muszkieterów z Niwki. Znajomi i nie tylko witali ich poddańczym skinieniem głowy.
Gdy atmosfera gęstniała, podchodziła Stasia. Babcia.
Marcin zamieniał się w potulnego baranka i ruszał walcować.
Był słodki i lukrowany jak Marciński rogalik.

Piotr Kocjan
04.11.2021

Wersje wiersza


 
KOMENTARZE


Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena: