opieceni do jesieni

5.0/5 | 1


on spojrzał ona spojrzeniem
odpowiedziała
on wyciągnął dłoń i ona dłoń
podała
on nie mówił i ona milczała
z blaskiem

w tańcu bezsłownym jakoś
wszystko było jasne
pod stopami mieli ten sam
kierunek i cel
tak różni a jednak tacy sami
i popłyneli

on męski tak a ona kobieca
kruszyna
on pragnął budować ona się
opiekować
on twórcą ogniska ona ognia
strażniczka

bez żądań tak poprostu czuli
szczerze
takt ich serc taki sam zegar
szczęścia
dusz dreszczy z ich sił cuda
w uśmiechu

on przytulił i ona się nie
wzbraniała
on rozpalił ogień ona drewna
dołożyła
on dojrzałością ona płochliwą
namiętnościa

tkali dni z dat i noce ich dla
gwiazd
z odpowiedzialnością jedno
dla drugiego
skoczylo by w ogień minuty
by ratować



 
KOMENTARZE


Moja ocena

Moja ocena: