Na wirażu codzienności

autor:  Przemek Trenk
5.0/5 | 5


Rozładowany i potłuczony telefon, leży na nocnym stoliku przy łóżku pełnym kłaków moich kotów i psa. Muszę ruszyć dupę do komputera. Nie napiszę przecież wiersza na skrawku papieru toaletowego!

Logowanie, hasło...jest. Przynajmniej tego nic nie boli, jeśli nie licząc tego, że czasem bywa autystyczny. Wszystko inne mam w dupie. Łyk yerba mate i start.
Co by się stało gdybym nagle to wszystko zatrzymał?
Tak jak robiłem to zeszłej wiosny?

Ale przecież nie mogę. Jutro środa. Rejestracja do lekarza.
Co panu dolega?
Durny konował. Wystarczyłoby gdyby spojrzał na moją gębę, wszystkie choroby na którę cierpię, opisał Stachura w swoim wierszu "Nie wszystko da się powiedzieć".

Ale czy to moja wina, że większość Polaków woli odwiedzać betonowe świątynie niż czytać literaturę?

A niech mi pan powie czy...?
Czy co? Czy palę, piję, umartwiam się?
Myślę, że nie rozczaruję Pana nie potwierdzając pańskiej tezy. Zaskoczony?

Nie. Ależ skąd, ja tylko....
Niech mi będzie pan łaskaw przepisać ten pierdolony Prozac!

Tak. Jestem chory. Chory na to podłe życie, na głód, biedę i oszustów pod krawatem. To wciąż te same zatęchłe czynniki.
Nic się nie zmienia. A gdybym tak wszytko zatrzymał?

Kupiłem bilety na pozostałe dni mojego życia. Codziennie ustawiam się pod taśmą, tylko czwarty tor najmniej niesie. Może kiedyś stanę na pierwszym i na wejściu w pierwszy łuk zamknę wszystkie zmartwienia?

Podkładam poduszkę pod plecy.
Mój pies staje naprzeciwko mnie ze smyczą między zębami. Sędzia daje znać. Zawody rozpoczęte. Czas na pierwszy bieg. Tylko znowu ten przeklęty czwarty tor.



 
KOMENTARZE


Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena:  

Moja ocena

Moja ocena: