Nieznośna lepkość kitu

author:  Przemek Trenk
5.0/5 | 7


ręką Obecności zrodzona
rozpościera się w łąk wilgoci
wchodzi w światło i mrok
przynosząc ze sobą suszę

gdzieś pomiędzy drewnem
kawiarnianych stolików i krzeseł
a chłodem podłogi
w pustce czterech ścian

upada...

by podnieść się z dumą
pędzi przez daty w kalendarzu
bywa chciwa ciszy i własnego w niej
ukojenia

milczy...

w tej właśnie chwili
ukryła się w mudrze złożonych
rąk suchych
jak gałęzie martwego drzewa

tylko tu potrafi powiedzieć Obecności
że kocha...
tylko tu rozważa kolejne zachody
słońca

które na makatkach wciąż jeszcze
mokrych traw
oblicza wzory na szczęście
z marginesem błędu na długość

oddechu...

wierzy w narkotyczne sny
karty Tarota
i szklaną kulę
w której dostrzega kilka płowych koni

symbol...

dźwiga swoje brzemię
które każdego dnia przybiera na wadze
rani do krwi
której słodki smak

łagodzi pragnienie...

rzeczywistość jak natrętny
akwizytor
wciska w jej istnienie
nieznośną lepkość kitu

niezdolna by uciec
by zaatakować
wbić kły w codzienność
rozszarpać na strzępy

to lęk...

cień jej cienia
znika za horyzontem zdarzeń
zostawiając po sobie pył
gdy nadejdzie wiatr

odżyje...



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
25.03.2022,  mroźny

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
24.03.2022,  Ula eM

My rating

My rating:  
24.03.2022,  Marcin Lorek

My rating

My rating:  

My rating

My rating: