Pomiędzy ciszą a dźwiękiem ostrzenia noża
"Obłęd dokucza mi tylko przy wietrze północno-zachodnim; kiedy wieje wiatr z południa, potrafię doskonale odróżnić jastrzębia od kurczęcia, a młotek od obcęgów."
/Wiliam Shekaspeare - Hamlet/
"niech uderzy skrzydło pierzaste i kluczem
trójkątnym pchnie we wzwyż rozlane szkło,
w jaskrawy zapach ciszy, w ten wreszcie ostatni
pokrzyżowany plan.
/Stanisław Barańczak - Jej włosy, skrzydło bramy i ciężki pęk kluczy/
czarny kot drapie dywan
otwiera się portal skąd dokąd
ta droga i czy mleczna
pod naskórkiem wszechświata
krążą nerwowe planety
palety zapomnianych barw
pod powiekami
kłębuszki (prze)znaczeń rozwijają się zwijają
Nona Decima czy Ariadna
przytrzymuje w dłoniach początek
(cząstek czułych drżenie)
czy koniec nici
zasiany mak ruta orlik
tymianek i czarnuszka
brakuje tylko niecierpka
cierpka cisza
rozdziera zasłony teatru świątyni
do ciała i krwi
z przygryzionych ust
ofiara która nikogo nie zbawia
nie zabawia ani diabłów ani aniołów
wianek ze szkarłatnych storczyków
plami palce
obracają się nerwowe planety
kot chwyta kłębek rozwija
zwija wije plącze
obłęd dokucza (mi)
(nie) tylko o czwartej nad ranem
otwarta rana snu krwawi smołą
tak czerwoną że aż czarną
żarna mielą dym bez ognia
kruk na czarnej sośnie
kracze że krach
na giełdzie komunikatów
cisza wżera się niemo
(niemoc napiętych strun)
w ciało i krew ogłusza
dźwięki bębna
i ostrzonego noża na przemian
głuchnący głuszec
łuszczą się dźwięki
to jeszcze ogród
czy już czarny las
raz dwa trzy Morta patrzy
non omnia vivet
(eviva l'arte? Laertes smaruje szpadę
trucizną) słodkie przewinienia na nie -
cierpliwym języku słowa
bywają więzieniem o zaostrzonym
do cieńkiego ostrza rygorze
gorze mi - przez wieki krzyk
podobno sowa była córką piekarza
a w różanym ogrodzie
zagnieździły się żmije
niemy staw chłonie
niemą twarz pierze młodego jastrzębia
wymieszane z piórkami kurczęcia
obcęgi przetopione na młotek
w żarze planów
(po)krzyżowanych (nie krzycz i tak -
tak tik cieknących zegarów)
na rozstajach dróg gdzie
diabeł uchyla rąbka kapelusza
i mówi dzień dobry Frasobliwemu
cisza pachnie świeżą krwią
rwą (się) więzy (więzi?) krwinki
w biegu rozbite lustro zaciśnięte
garście szklanych okruchów
skrzydła powieki i usta - bez klucza
płacz nad rozlanym szkłem
/Wiliam Shekaspeare - Hamlet/
"niech uderzy skrzydło pierzaste i kluczem
trójkątnym pchnie we wzwyż rozlane szkło,
w jaskrawy zapach ciszy, w ten wreszcie ostatni
pokrzyżowany plan.
/Stanisław Barańczak - Jej włosy, skrzydło bramy i ciężki pęk kluczy/
czarny kot drapie dywan
otwiera się portal skąd dokąd
ta droga i czy mleczna
pod naskórkiem wszechświata
krążą nerwowe planety
palety zapomnianych barw
pod powiekami
kłębuszki (prze)znaczeń rozwijają się zwijają
Nona Decima czy Ariadna
przytrzymuje w dłoniach początek
(cząstek czułych drżenie)
czy koniec nici
zasiany mak ruta orlik
tymianek i czarnuszka
brakuje tylko niecierpka
cierpka cisza
rozdziera zasłony teatru świątyni
do ciała i krwi
z przygryzionych ust
ofiara która nikogo nie zbawia
nie zabawia ani diabłów ani aniołów
wianek ze szkarłatnych storczyków
plami palce
obracają się nerwowe planety
kot chwyta kłębek rozwija
zwija wije plącze
obłęd dokucza (mi)
(nie) tylko o czwartej nad ranem
otwarta rana snu krwawi smołą
tak czerwoną że aż czarną
żarna mielą dym bez ognia
kruk na czarnej sośnie
kracze że krach
na giełdzie komunikatów
cisza wżera się niemo
(niemoc napiętych strun)
w ciało i krew ogłusza
dźwięki bębna
i ostrzonego noża na przemian
głuchnący głuszec
łuszczą się dźwięki
to jeszcze ogród
czy już czarny las
raz dwa trzy Morta patrzy
non omnia vivet
(eviva l'arte? Laertes smaruje szpadę
trucizną) słodkie przewinienia na nie -
cierpliwym języku słowa
bywają więzieniem o zaostrzonym
do cieńkiego ostrza rygorze
gorze mi - przez wieki krzyk
podobno sowa była córką piekarza
a w różanym ogrodzie
zagnieździły się żmije
niemy staw chłonie
niemą twarz pierze młodego jastrzębia
wymieszane z piórkami kurczęcia
obcęgi przetopione na młotek
w żarze planów
(po)krzyżowanych (nie krzycz i tak -
tak tik cieknących zegarów)
na rozstajach dróg gdzie
diabeł uchyla rąbka kapelusza
i mówi dzień dobry Frasobliwemu
cisza pachnie świeżą krwią
rwą (się) więzy (więzi?) krwinki
w biegu rozbite lustro zaciśnięte
garście szklanych okruchów
skrzydła powieki i usta - bez klucza
płacz nad rozlanym szkłem
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating