Dobczyce z przymrużeniem oka

author:  Kasia Dominik
5.0/5 | 1


Na świat przyszłam w drodze,
między punktem A a B.
Karetka jechała na sygnale,
ale byłam niecierpliwa
i zostałam powita na trasie 967.
Szybko za domem zatęskniłam,
W trymiga czmychnęłam z porodówki.
Kiedy poczułam zapach Koziarowa,
wiedziałam, że to moje Eldorado.
Tu się wychowałam,
skakałam po drzewach,
szkołę skończyłam – o dziwo!
Pierwsza miłość, pocałunek,
zgrzeszenie i Rockoteki w Zbóju,
to niezapomniane wspomnienia.

Dobczyczanie są nie lada w dechę,
chodzą każdy swoją drogą,
życzliwością promienieją,
są niby normalni, a jednak wyjątkowi.

Poranki bywają zimne, wieczory oj…
coraz gorętsze, zwłaszcza podczas schadzek.
Każdy dla każdego żartu nie szczędzi,
na jedną nóżkę, na drugą,
no i na trzecią też trzeba.
Babci, sąsiadowi, pani z warzywniaka,
grzechem jest nie winszować.

Nad jeziorem rybitwy fruwają
z zawrotną prędkością,
dziki po lasach buszują,
a lisy w kurnikach kury straszą.

Bruneci wcale nie spacerują
wieczorową porą,
a kobiety niekoniecznie
kochają diamenty.
Człeki to proste, dobrze wychowane,
gdy trzeba z wilczego dołu wyciągną,
pajdę pożyczą, a i mleka nadoją.

Przy rogatkach na zamek wiodących
pani Dudzikowa kręci lody,
od wieków z tej samej receptury.
U podnóża warowni
zapora wstrzymuje bieg Raby,
by wczasowicze mogli leżakować.

Długo by jeszcze pisać i chwalić,
inkaustu nie starczy a i noc za krótka,
jednak warto tę mieścinę nawiedzać,
bo toż ziemskie Pola Elizejskie.

Ach moje Dobczyce,
kocham to miasteczko nad życie!!!!!

Kasia Dominik

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating: