Powrót do korzeni [przy Górskiej]
I
W kalendarzu zapisanym myślami,
zawrę niewiele dalekich słów.
Pochwalony Synu cieśli z Nazaretu
uchroń mnie od zmazy pierwotnej.
Kiedy oczy zamykałam za dnia,
przechodziłeś – drogą usłaną – cierniskiem.
Pochylałeś się nad ramieniem,
by skreślić kilka wersetów.
Zdarzało się żeś przyklęknął,
najczęściej, gdy serce krwawiło.
Deszcz metalicznie stukał w szybę,
a Ty przebitymi dłońmi pocieszałeś.
II
W pamięci trwalszej aniżeli skała,
błogosławię chałupie przy Górskiej,
tej ze strzechą i ogródkiem,
za beztroskie dzieciństwo z uśmiechem.
Gdy halny zrywał snopki z dachu,
układałam – dłoń przy dłoni – do modlitwy,
aby Wiekuisty pogromił wicher,
zamknął w pudełku – od zapałek.
Bywało zimno i bezsennie,
cztery ściany się waliły,
ale przetrwać zdołały nawet
waśnie trzęsące fundamentami.
III
Z ostatniej stronicy diariusza
niech uleci zapach oliwkowego drzewa,
tego z Chrystusowego Ogrójca
w którym o litość Ojca upraszał.
Chwilami śnię, aby się nie obudzić,
nie zrywać owocu z zakazanego drzewa,
szczególnie w ciszy przed burzą,
gdy On gardło miał suche jak skorupa .
Jednak w pół drogi wspomnień,
zamilknę, ucałuję mury opoki,
i uświęcę Zdrowaśką ojcowiznę.
Ja – dziewczyna z sąsiedztwa
[Kasia Dominik].
Kasia Dominik
W kalendarzu zapisanym myślami,
zawrę niewiele dalekich słów.
Pochwalony Synu cieśli z Nazaretu
uchroń mnie od zmazy pierwotnej.
Kiedy oczy zamykałam za dnia,
przechodziłeś – drogą usłaną – cierniskiem.
Pochylałeś się nad ramieniem,
by skreślić kilka wersetów.
Zdarzało się żeś przyklęknął,
najczęściej, gdy serce krwawiło.
Deszcz metalicznie stukał w szybę,
a Ty przebitymi dłońmi pocieszałeś.
II
W pamięci trwalszej aniżeli skała,
błogosławię chałupie przy Górskiej,
tej ze strzechą i ogródkiem,
za beztroskie dzieciństwo z uśmiechem.
Gdy halny zrywał snopki z dachu,
układałam – dłoń przy dłoni – do modlitwy,
aby Wiekuisty pogromił wicher,
zamknął w pudełku – od zapałek.
Bywało zimno i bezsennie,
cztery ściany się waliły,
ale przetrwać zdołały nawet
waśnie trzęsące fundamentami.
III
Z ostatniej stronicy diariusza
niech uleci zapach oliwkowego drzewa,
tego z Chrystusowego Ogrójca
w którym o litość Ojca upraszał.
Chwilami śnię, aby się nie obudzić,
nie zrywać owocu z zakazanego drzewa,
szczególnie w ciszy przed burzą,
gdy On gardło miał suche jak skorupa .
Jednak w pół drogi wspomnień,
zamilknę, ucałuję mury opoki,
i uświęcę Zdrowaśką ojcowiznę.
Ja – dziewczyna z sąsiedztwa
[Kasia Dominik].
Kasia Dominik
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating