"Kiedy umrę, nie płacz moja żono..."
"Kiedy umrę, nie płacz moja żono..."
Poeta przy szynkwasie w knajpie się przewraca
niczym wstańka-wańka
Żona przyjdzie wieczorem albo nocną porą
względnie nad samym ranem.
Speluna jej znana czy podobna karczma
on i tak prześmierdł złowieszczo cebulowym śledziem
i piwskiem cienkuszem popijanym wódą.
Skarpetek cierpki fetor zasikanych portek
aż pod obszczany zawiewa murek -
"... lecz kiedy umrę..." - mamrze porzygany -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
"Już zdechnij w końcu, co w tobie widziałam:
ja mokra c**a, pusta rura, ciućma rozmemłana
krzywo- i długobroda, z rozbieżnym zezem, o cyckach obwisłych
i krzywym biodrze?..."
"Kiedy umrę..." , no to tę kitę odwal, k***a, raz a ostatecznie -
przy śmietniku, na ławce, z rąbniętym ci przez kumpla Rolexem,
który go opyli? Plus - minus ca dwadzieścia złociaków?
Za ch**a nie będę więcej za tobą ryczała!..."
26.04.2021
Poeta przy szynkwasie w knajpie się przewraca
niczym wstańka-wańka
Żona przyjdzie wieczorem albo nocną porą
względnie nad samym ranem.
Speluna jej znana czy podobna karczma
on i tak prześmierdł złowieszczo cebulowym śledziem
i piwskiem cienkuszem popijanym wódą.
Skarpetek cierpki fetor zasikanych portek
aż pod obszczany zawiewa murek -
"... lecz kiedy umrę..." - mamrze porzygany -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
"Już zdechnij w końcu, co w tobie widziałam:
ja mokra c**a, pusta rura, ciućma rozmemłana
krzywo- i długobroda, z rozbieżnym zezem, o cyckach obwisłych
i krzywym biodrze?..."
"Kiedy umrę..." , no to tę kitę odwal, k***a, raz a ostatecznie -
przy śmietniku, na ławce, z rąbniętym ci przez kumpla Rolexem,
który go opyli? Plus - minus ca dwadzieścia złociaków?
Za ch**a nie będę więcej za tobą ryczała!..."
26.04.2021
My rating
My rating
My rating
My rating
"Kiedy umrę, nie płacz moja żono..."
Nie ma co "wrywać" miły Komentatorze. Przekopiowuję swoją odpowiedź na temat niniejszego tekstu z "poezji-polskiej pp":"abirecka dnia 27.04.2021 16:06
W powyższym tekście nie ma nic z przerysowania! Podobne "ciągi" trafiały się najwybitniejszym, by później sentymentalne nastolatki czytając tego rodzaju "testamenty" mogły sobie chlipać z wypiekami na policzkach, siebie wyobrażając jako te postpoetyckie wdowy.
Tymczasem rzeczywistość była /jest zupełnie inna, wielokrotnie tragiczna.
Opisany przeze mnie casus jest autentyczny: przeuroczy, ogromnie - swego czasu przystojny i dystyngowany - "pan poeta" stacza się jak na opisanym obrazku.
Gdyż kiedy znikło najpierwsze zauroczenie, to pierwsza żona "pana poety" niemal uciekła [powód? Tragiczna abnegacja faceta, z którym trzeba spać na jednym tapczanie, i nie tylko].
Drugą: właśnie tę zezowatą, ze skrzywionym zgryzem i wywichniętym przy urodzeniu stawem biodrowym przywiózł sobie z bliskiego zachodu.
Zakochana dziewczyna z wielkim trudem nauczyła się polskiego, z wyrozumiałością tolerowała wszystkie wybryki Najdroższego, aby wreszcie oraz ostatecznie [por. stosowny bluzg!].
Nie, ten opisany "liryczny podmiot" w żaden sposób nie jest do końca przegrany, ponieważ pozostawił po sobie wiele wspaniałych prac, translacji, literackich utworów. Zabiła Go jednak [w 2013 roku] alkoholowa choroba, wcześniej zaś zdesperowana żona machnęła nań ręką.
To mój Znajomy: kilkakrotnie w snach dziękował mi za pomoc w postaci ofiarowywanych w Jego intencji Mszy świętych. I znowu ten sam, co dawniej: bardzo elegancki, melancholijnie uśmiechnięty, który z rycerskim skłonem całuje mnie w rękę :(
Moja ocena
Świetne!Pozdrawiam.
;)
Normalnie...
...mnie wryło.