"Kiedy umrę, nie płacz moja żono..."

author:  befana_di_campi
5.0/5 | 5


"Kiedy umrę, nie płacz moja żono..."
Poeta przy szynkwasie w knajpie się przewraca
niczym wstańka-wańka

Żona przyjdzie wieczorem albo nocną porą
względnie nad samym ranem.
Speluna jej znana czy podobna karczma
on i tak prześmierdł złowieszczo cebulowym śledziem

i piwskiem cienkuszem popijanym wódą.

Skarpetek cierpki fetor zasikanych portek
aż pod obszczany zawiewa murek -

"... lecz kiedy umrę..." - mamrze porzygany -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
"Już zdechnij w końcu, co w tobie widziałam:
ja mokra c**a, pusta rura, ciućma rozmemłana
krzywo- i długobroda, z rozbieżnym zezem, o cyckach obwisłych
i krzywym biodrze?..."

"Kiedy umrę..." , no to tę kitę odwal, k***a, raz a ostatecznie -
przy śmietniku, na ławce, z rąbniętym ci przez kumpla Rolexem,
który go opyli? Plus - minus ca dwadzieścia złociaków?
Za ch**a nie będę więcej za tobą ryczała!..."

26.04.2021



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
07.07.2021,  bezecnik

My rating

My rating:  
12.05.2021,  mroźny

My rating

My rating:  
27.04.2021,  Ula eM

My rating

My rating:  

"Kiedy umrę, nie płacz moja żono..."

Nie ma co "wrywać" miły Komentatorze. Przekopiowuję swoją odpowiedź na temat niniejszego tekstu z "poezji-polskiej pp":

"abirecka dnia 27.04.2021 16:06
W powyższym tekście nie ma nic z przerysowania! Podobne "ciągi" trafiały się najwybitniejszym, by później sentymentalne nastolatki czytając tego rodzaju "testamenty" mogły sobie chlipać z wypiekami na policzkach, siebie wyobrażając jako te postpoetyckie wdowy.

Tymczasem rzeczywistość była /jest zupełnie inna, wielokrotnie tragiczna.
Opisany przeze mnie casus jest autentyczny: przeuroczy, ogromnie - swego czasu przystojny i dystyngowany - "pan poeta" stacza się jak na opisanym obrazku.

Gdyż kiedy znikło najpierwsze zauroczenie, to pierwsza żona "pana poety" niemal uciekła [powód? Tragiczna abnegacja faceta, z którym trzeba spać na jednym tapczanie, i nie tylko].
Drugą: właśnie tę zezowatą, ze skrzywionym zgryzem i wywichniętym przy urodzeniu stawem biodrowym przywiózł sobie z bliskiego zachodu.
Zakochana dziewczyna z wielkim trudem nauczyła się polskiego, z wyrozumiałością tolerowała wszystkie wybryki Najdroższego, aby wreszcie oraz ostatecznie [por. stosowny bluzg!].

Nie, ten opisany "liryczny podmiot" w żaden sposób nie jest do końca przegrany, ponieważ pozostawił po sobie wiele wspaniałych prac, translacji, literackich utworów. Zabiła Go jednak [w 2013 roku] alkoholowa choroba, wcześniej zaś zdesperowana żona machnęła nań ręką.

To mój Znajomy: kilkakrotnie w snach dziękował mi za pomoc w postaci ofiarowywanych w Jego intencji Mszy świętych. I znowu ten sam, co dawniej: bardzo elegancki, melancholijnie uśmiechnięty, który z rycerskim skłonem całuje mnie w rękę :(

Moja ocena

Świetne!
Pozdrawiam.
;)
My rating:  
27.04.2021,  t@t

Normalnie...

...mnie wryło.