Prawa niefizyczne (Opwiadanie poetyckie)

author:  Maksymilian Tchoń
0.0/5 | 0


Zaczął się kolejny dzień. 22 marca 1986 roku. Byłem nieopodal bramy, w której niegdyś spędzałem dużo czasu. Często siedziałem tu wieczorami i rozmyślałem na temat mojej zawsze nieogarnionej wyobraźni, która płatała figle nawet wtedy, gdy nie chciałem o niej słyszeć. Ulica Nowogórska i Bajkowa były mi domem.
– Tu na rogu często spotykałem panią Faustynę, kwiaciarkę (miała nosa do klientów nowo przyjezdnych). Nazajutrz, rankiem usłyszałem półgłos dwóch mężczyzn – byli to oni! Jeden z niespotykanym imieniem, a drugi Piotr. Piotr, komentując postępowanie pana J. zapytał, – czy rabbi byłbyś w stanie dyplomatycznie rozwiązać dyskurs o przekraczaniu miary? Za nią jest odnoszące się echo, wspaniała akustyczność, przed nią próżnia, w środku tylko Słowo pisane, niewyraźnie zapalczywym aramejskim. Panie, daj bym mógł elokwentnie co dnia, tak błędnie czytać Biblię…

Faustyna była to drobna kobieta, z uśmiechem na twarzy, zawsze czytająca swoją jedyną książkę, „Amelię”, którą dostała niegdyś od klienta z Francji. To by się zgadzało. Wracając się trzynaście lat wstecz. Ten zafascynowany jej wdziękiem, nie potrafił oprzeć się pokusie zostawienia liściku. (P.s. Spotkajmy się wieczorem na Skwerze Batorego, będę chyba na całkiem czarno. To moja jedyna i ostatnia próba, jutro wyjeżdżam. Michael.) Przyszła. Stał pod gigantycznym, rozpościerającym się Chrystusem, między wejściem do komisu, a wypożyczalnią starych aparatów. Ucieszyła się. – A więc, a więc może pójdziemy na kawę? Zaproponował po czym kiwając głową ruszyli na Wekslarską. Była 18sta, o tej porze jak co dzień w diecezjalnej archikatedrze zaczynała się msza. Biedak nie przypuszczał, że w konfesjonale całe swe popołudnie spędził drugi mężczyzna. Oczarowana wdziękiem mężczyzny przystała na późniejszy spacer po Łaźni. Była to budowla jeszcze z czasów przedwojennych, zdaje się koniec XIX w. Usiedli nad wodą, były to zalewy okolicznych majętnych. – Siedzieć nad wodą, nad taką wodą, najlepiej, której nie widać końca. Wszystko szło po jej myśli, dopóki pan J. nie znalazł w kieszeni swojej jesienniej wiatrówki karteczki – widniał tam napis: „Daj mi jeden znak, a zabiorę cię do nieba”. Wtedy coś w oczach Faustyny zagrzmiało.

Był to klekot przejeżdżającego trolejbusu. Wysiadł z niego rajzefiber. Poszukiwał książki, która ma ponoć niebywałą moc. Zaczepiając nas zapytał czy znamy miejscowego kapelana. – Nie odpowiedziałem, jednak ten coraz bardziej nachalnie, stanął na jednym zapytaniu. – A może wie coś pani o komunii? Faustyna z lękiem pobiegła w najbliższą uliczkę. – Pobiegłem za nią. Mężczyzny nie było już widać. - A więc mamy coś wspólnego – powiedziała. Ja mały sklepik, ty mały sekrecik…
- Kto to był? Zapytała, - Jak Boga kocham odpowiedziałem nie wiem, jednak ta nie wierzyła. – Wiesz, kiedyś studiowałem na Uniwersytecie Jagiellońskim, chyba teologię i znam kilku miejscowych kapelanów. Idąc dalej przypomniałem sobie, że ów rajzefiber, to mój były wykładowca scholastyki. Zrozumiałem zatem liścik i to, że dostałem go do cna a priori, tzn. bez większych zapytań. Dziś piszę o Raju, ale nie wiem skąd ciąży nade mną przekonanie, że ksiądz w konfesjonale, którego mimochodem mijając wcześniej, to był ten drugi. W kościele okazała się być schowana pradawna relikwia Jeszuy, tak tego, który po długoletnim sporze o to czy sztuka „Podwójne kłamstwo”, jest jednak autorstwa Szekspira okazało się pewnikiem.

– Dzisiaj przychodzę tu raz na parę lat, odwiedzam małą katedrę, aby stanąć na drewnianej ambonie i podziwiać piękno tutejszych organów. W tym momencie spada piorun i razi Piotra, z ust wychodzi słowo, kocham cię bracie. Co się okazało, liścik i rajzefiber byli tylko pretekstem do spotkania mężczyzn, a nawet Sama Faustyna okazała się być narzędziem w rękach Boga. Dlaczego aż tak strasznych? Ja wyjechałem z tego miasta na zawsze. Ona została, okazało się, że dostała etat w miejscowej galerii Sztuki Wiązanej. Z bratem nie utrzymuję kontaktów, co prawda piszemy listy od czasu do czasu, ale wiele kwestii pozostaje bez odpowiedzi. Dlaczego Faustyna, nie ktoś inny, czy rajzefiber był moim wykładowcą, czy musiałem poznać wszystkie szczegóły dotyczące świętych relikwii?

Nigdy nie ośmieliłem się zapytać dlaczego ocean tak duży, a jednak w tym samym miejscu i czasie, a może jeszcze w czasie i miejscu – kiedy indziej? Gdzie chaos i przemijanie, a ogród nie zmienny po drugiej stronie czasu… Znalazło się tylu, bliskich, ach sobie ludzi – czy to jeszcze wypada? – Skończyłem pisać prozę, teraz zaczynam poezję, ja pisarz, przyznaję się jestem literatem. – Jak to toczyło się dalej – nie wiem, nigdy już nie zapytałem, ona też nie mówiła, miała jeszcze jakieś notatki z moim adresem o drogiej kamieniczce, bo już dawno, jednak już wiedziałem o co chodzi z tą książką, którą zawsze biedaczka od 12 lat nosi do pracy. Wiele razy natomiast widziałem, chciała zmienić egzemplarz, po co? – Nie wiem, ale jeszcze nigdy nie miała w sobie tyle odwagi.

A ja uporu, by napisać głupią powiastkę o grzechu, występku, uczuciu i prawdzie.



 
COMMENTS