JA DO PANA, PANIE PAUL BARAN

author:  Alina Gołecka
5.0/5 | 2


Panie Paul Baran, coś opublikował 12-tomową pracę.
Panie Baran o polskim nazwisku, coś pan narobił.
Panie Paul, twórco projektu sieci cyfrowych,
prototypu internetu
przygotowanego dla Armii Amerykańskiej na wypadek III wojny światowej –
Coś pan najlepszego narobił!

Ani stąd teraz uciec,
ani tu żyć,
ani kochać,
ani dzieci wychowywać,
ani umrzeć w spokoju

Wszystkie rozmowy zapisane.
Zapisane wszystkie głupstwa.
Głupstwa głupich i głupstwa mądrych,
(Mądrych właściwie już nie ma.)
Ma nas internet.
Internet ma nas wszystkich w swoich szponach.

Wystarczy, że jakiś haker znajdzie nasze hasła,
Kilka liter, cyfr, znaków, ale wielkie hasła!
I przez te hasła
Będzie z nami koniec, rozumie pan?
Będzie z naszym dobrym imieniem koniec.
Będzie z udawaniem koniec.
Będzie z maskami naszymi uczciwymi koniec.
Nawypisaliśmy się, nazobaczyliśmy się, nawklejaliśmy różnych bzdur, nakasowaliśmy, nalajkowaliśmy, nahejtowaliśmy, nakompromitowaliśmy się w tym pańskim internecie, panie Baran!
Podawaliśmy fakty autentyczne i nieautentyczne, jak było wygodniej. Głosiliśmy prawdy prawdziwe i nieprawdziwe.
I knuliśmy, i szachrowali, i spiskowali, jedni przeciw drugim.
Klikamy w ikonki klik, w adresy zakazane –klik, gdy nikt nie widzi – klik, klik, czytamy o wstydliwych tematach – klik, klik, potem kasujemy historię – klik prawym, klik lewym – delete.
Rano, pierwsza rzecz – internet. Zanim ślepia dobrze odemknięte, zanim gębusia umyta, zanim ziobra przeciągnięte, zanim wątpia przeczyszczone, zanim śniadanie.
Od zórz porannych internetowanie. Nie dziwota, że i lajkoholików coraz to więcej wkoło.
Bo my od pierwszej chwilki do interneciku naszego kochanego, do tej skarbniczki wiedzuni naszej, do gugielka, do jutubka, do tłitunia, instagramka, do fejsbuczka naszego powszedniego.
A jak zasięgu nie daj Boże zbraknie, to labiedzim, a gdy się ślimaczy, a muli, a zamula od pornosków pokątnie prześlepianych, labiedzim, a wyrzekamy na to internecisko przebrzydłe, że tyle nam czasu wredota kradnie, życie że nam paskudzi, bo się nie chce załadować.
I stał się internet życiem naszym oddechem, kaźnią i przekleństwem naszym. Ten ‘dobrodziej’ o tysiącu macek. Wciąga nas, każdego z osobna i razem, społecznościowo ogólnoświatowy systemik, globalna siateczka. I już szczęścia w życiu znaleźć nie możemy, kiedy nas nie ma w necie. Istniejemy, bo oto-tu zdjęcia moje, proszę bardzo, ja na tle kawy mojej niedopitej. Tu fusy moje, a tu okruchy ze śniadania mego, patrzcie. To jadłem i to. A to przyjaciele moi i rodzina moja. Lajkujcie.
Przez net rozmawiamy, przez net kochamy, przez net uczymy się, przez net żyjemy.
I stał się internet - narzędzie bogiem naszym. Nie my panujemy, on panuje wszechwładzą. Do niego po każde głupstwo biegniemy, nic przed nim się nie ukryje. Informacja – dar a utrapienie nasze. Już się z morza linków – jak Laokoon z wężowych splotów – nie wydostaniemy!
Załóż sobie fejsbuka a instagrama, bo powiedziano, że jak go będziesz miał, to dopiero zaistniejesz – kuszą diablo ci już w piekle. Stanie się net twoją domeną. Konto, profil, logo i panujesz nad światem. Odpalasz komputer i net. I czujesz, że żyjesz.
A on piecze w oczy, wypala je szumiącym błękitem ekranów, elektroniczny posmak czujemy w ustach, łańcuch u szyi, który nam do ziemi karki zgina. Jeszcze nie idź spać, jeszcze się nie wylogowuj, tylko przeglądaj stronę główną, może coś zobaczysz, przeczytasz, dowiesz się, udostępnisz, zalajkujesz. Skomentujesz może.
I trwa ta elektroniczna mszaa przez neet, z neteem ii w neecie. I czytam neta zamiast Honeta. Nety czytam nie sonety. Żal. Żal.
Nie chcę już gugli guglać, nie chcę lajkami lajkować, hejtami hejtować.
Kiedy do nas to dotrze, Baranie, żeśmy dusze zaprzedali, żeśmy w sieć schwytani jak ryby bez wody, że podusimy się i uschniemy.
Jakiś ty dobry, necie, jaki uprzejmy, wszystko za nas chcesz robić. Żyć za nas chcesz. My już życia nie mamy, czasu nie mamy. Nam zostały instagramy. Wypluwa nas sieć na godzinę, dwie niespokojnego snu. I budzimy się zalęknieni. Bo to trzeba feisbuka, a instagrama doglądać. Maila sprawdzić. Wyrobnicy marni jesteśmy. Spełniamy tylko to, co nam zadano do spełnienia. Wypełniamy poczekalnie gabinetów psychiatrycznych, każdy ze smartfonem w dłoniach. A w smartfonie wifi, lol, wtf, apps.
I przeczuwamy, niektórzy z nas, że ten internet, to pradawny, archetypiczny eter, w którym wszystkie sprawy zapisane od początku, eter, który nas niewidocznie otacza i dusi.
Zmora. Koszmar. Wir. WWW.
Elektroniczny atlas dźwiga świat na swoich barkach. W chwiejnej równowadze stoi na glinianych nogach. Niech no tylko słoneczna burza – wszyscy truchleją. Jak internet przez tę burzę na chwilę choćby oczy zamknie – wszyscy pomrzemy. On nas przy życiu trzyma. Bez niego niechybnie nasza cywilizacja upadnie. Pieniędzy nie będzie. Światła, jedzenia, wody nie będzie. Wszystko sterowane TAM.
I co teraz, panie Paul Baran skoro to wszystko przygotowanie na wojnę? Jeśli z nami internet któż przeciwko nam? Tak?
A jaka to będzie ta wojna światowa, kiedy nasz świat wirtualny, cały w chmurach, pikselach, magabajtach. On - władca absolutny, przecież już dawno po realu. Strącił go z tronu, niczym Zeus Chronosa… A może to internet prowadzi wojnę. A my nawet o tym nie wiemy.
Przewidziałbyś to, panie Baran?
Nienawidzimy internetu. Kochamy internet, Panie Baran,
Ale nawet co do tego nie ma pewności, czy to wszystko pana sprawka, panie Paul Baran.
Czy to pan tę sieć zaprojektował, Paul.
Informacja o panu zaczerpnięta jest wszak z Wikipedii. A Wikipedia - to ON.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
13.01.2021,  Ula eM

My rating

My rating: