Jesieni, miłości syta.
Jesień, odlatują poeci.
Wena przygasła, nażarta słodkich wspomnień,
jak kot.
Na zimę trzeba coś mieć.
I suknie, i włosy pachnące - pochować.
I ciała złociste, słońcem tylko okryte.
A nadzieje niespełnione
przełożyć wonnymi ziołami.
Niech się zasuszą.
Gdy opadną ostatnie liście,
w krokach ponad kałużą,
w mroku zasypiania
będą czasem wracać - mgnieniem, fiołkiem, bzem.
Błogosławiona jesieni,
ciepłą dłonią przykryjesz zmęczone powieki,
zuchwałą pieszczotą.
- Ciiii...Nie mów nic. -
To był dobry rok.
Wena przygasła, nażarta słodkich wspomnień,
jak kot.
Na zimę trzeba coś mieć.
I suknie, i włosy pachnące - pochować.
I ciała złociste, słońcem tylko okryte.
A nadzieje niespełnione
przełożyć wonnymi ziołami.
Niech się zasuszą.
Gdy opadną ostatnie liście,
w krokach ponad kałużą,
w mroku zasypiania
będą czasem wracać - mgnieniem, fiołkiem, bzem.
Błogosławiona jesieni,
ciepłą dłonią przykryjesz zmęczone powieki,
zuchwałą pieszczotą.
- Ciiii...Nie mów nic. -
To był dobry rok.
Poem versions
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating