Wiersz z szuflady
pełne szuflady
nie domykają
wszystkich naszych moich twoich
dziennych nocnych
spraw i przywidzeń
przewidzeń
pogody krachu w banku
krwi z krwi
morfologia meteorologia
metempsychoza w odcinkach
wszystkie przegrane kupony
i kilka niewysłanych listów
bezużyteczny nożyk
do rozcinania kopert
żelazo w normie
ale niezbadane są wyroki
krwi szeleszczą krwinki
i stare szkolne wypracowania
czytanie „Lalki” na akord
(dwa powłóczyste jak spojrzenie
Izabelli na skrzypka bez stałego dachu
nad wędrowną głową dni)
jest niczym ostry melanż do czwartej nad ranem
bez taryfy ulgowej
raczej za podwójną stawkę
jak to w nocy
w nie całkiem prowincjonalnym mieście
z pretensjami do metropolii
kto kocha lubi szanuje
ten płaci
więc jedziemy
pospieszni podróżni
w którą bądź stronę
dopóki kręci się karuzela i pociąg
tętni w skroniach aż żal odjeżdżać
nie płacz miła patrz
dżokej pędzi po złamany
szeląg w Szeol
para tańczy walca do wesela
się zagoi ta miłość
cięta bez ogródek
zasuszona róża
z wieńca dla Rossiego
pokruszona w śnięty mak
więc jedźmy jedźmy
zanim Pan Rzecki
schowa nas
do szuflady
z westchnieniem wszystko głupstwo
głupstwo nad głupstwami
i gonienie króliczka pod wiatr
a szuflada głęboka
głęboka
bez dna
nie domykają
wszystkich naszych moich twoich
dziennych nocnych
spraw i przywidzeń
przewidzeń
pogody krachu w banku
krwi z krwi
morfologia meteorologia
metempsychoza w odcinkach
wszystkie przegrane kupony
i kilka niewysłanych listów
bezużyteczny nożyk
do rozcinania kopert
żelazo w normie
ale niezbadane są wyroki
krwi szeleszczą krwinki
i stare szkolne wypracowania
czytanie „Lalki” na akord
(dwa powłóczyste jak spojrzenie
Izabelli na skrzypka bez stałego dachu
nad wędrowną głową dni)
jest niczym ostry melanż do czwartej nad ranem
bez taryfy ulgowej
raczej za podwójną stawkę
jak to w nocy
w nie całkiem prowincjonalnym mieście
z pretensjami do metropolii
kto kocha lubi szanuje
ten płaci
więc jedziemy
pospieszni podróżni
w którą bądź stronę
dopóki kręci się karuzela i pociąg
tętni w skroniach aż żal odjeżdżać
nie płacz miła patrz
dżokej pędzi po złamany
szeląg w Szeol
para tańczy walca do wesela
się zagoi ta miłość
cięta bez ogródek
zasuszona róża
z wieńca dla Rossiego
pokruszona w śnięty mak
więc jedźmy jedźmy
zanim Pan Rzecki
schowa nas
do szuflady
z westchnieniem wszystko głupstwo
głupstwo nad głupstwami
i gonienie króliczka pod wiatr
a szuflada głęboka
głęboka
bez dna
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating