Jak nie mój mąż, to inny coś wymyśli.

author:  iwona stokrocka
5.0/5 | 2


Nigdy nie lubiłam gotować. Chyba dla mnie ktoś wymyślił gotowe dania w słoikach, puszkach, torebkach. To jest taka kuchnia niby szybka i oszczędna. Niby, gdyż oszczędna w czasie, ale nie w portfelu. Wychodząc z założenia, że czas ucieka, a pieniądze wychodzą, to wiadomo, że z moim reumatyzmem w kolanach, nie mam szans by go kiedykolwiek dogonić. Co innego z pieniędzmi. Tym bardziej, że kolejki w sklepach takie długie, więc zanim dojdę do kasy, to te pieniądze w portfelu wcale nie muszą się spieszyć do wyjścia i mogę się jeszcze z nimi pożegnać. Więc musiałabym być głupia, żeby z tego nie korzystać.

Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego w banku, kiedy idę po swoją wypłatę i z radością witam się z pieniędzmi, ludzie zachowują odstęp w kolejce, a kiedy w sklepie, czasami uronię łzę, żegnając się z nimi, czuję na szyi czyjś oddech, a na plecach czyjś brzuch. Ale nie byłabym sobą, żeby ze wszystkiego nie wyciągać własnych wniosków. A mianowicie – ludzie są.....nieżyczliwi ! Nie cieszą się naszym szczęściem, radościami, ba, ich chyba to nawet brzydzi, dlatego tak się od nas odsuwają.

Zbliżają się do nas tylko wtedy, gdy mamy problemy, gdy nam się źle powodzi, gdy płaczemy. I po co? Na pewnie nie po to, żeby nam pomóc. Jeszcze nikt z tej ściśniętej kolejki nie zaproponował, że dorzuci coś do tego mojego pustego już porfela, kiedy wyciągnęłam z niego ostatnią dziesiątkę. I powiem wam, dlaczego tak jest. Bo ludzie lubią, jak innemu się źle powodzi. Zbliżają się tylko dlatego, że tacy ciekawscy. Niby pocieszą, ale zaraz odchodzą, żeby po osiedlu rozpowiadać o czyimś nieszczęściu. Wtedy czują się lepiej, rośnie ich ego i rosną w siłę. Spórzcie - ja przy kasie, a ich tyle za moimi plecami. I ciągle dochodzą nowi.

Nigdy tego nie zrozumiem. Bo przecież pożegnania, to taka intymna rzecz. A sklep, to nie dworzec kolejowy, gdzie łzy z uśmiechami mieszają się na każdym peronie i nikt nie zwraca uwagi na innych, tylko na swoją walizkę.

Ale po pierwszej niehandlowej niedzieli, to następny wniosek mi się sam wysunął, wcale nie musiałam go tym razem wyciągać. Odkąd zamienili tę gdańską Galerię w dworzec, koniec ze swobodą dworcowych pożegnań. Już nikt nie będzie pilnował tylko swojej walizki. Teraz już będziemy musieli nawet tam, pilnować swojej własnej intymności przy pożegnaniach.

Chyba, że staniemy się twardzi i pozbawieni uczuć. Że zamiast łez, jedynie uśmiechami będziemy się żegnać. Tak jak ja żegnałam swoją teściową, która w tamtym tygodniu odjeżdżała pospiesznym do sanatorium. Tak się cieszyłam z całego miesiąca bez jej wtrącania się w nasze sprawy, ale niech myśli, że cieszę się razem z nią, że znowu udało jej się FNZ wykiwać, bo zdrowa jak tur. I mówię wam, że to się sprawdza. Nikt nawet do nas nie podszedł. A teściowa, mogła spokojnie wisieć wzrokiem na swojej walizce, nie pozwalając mężowi, wypuszczać jej z ręki. Bo podobno teraz ludzie wszędzie i wszystko kradną. Ale mojej teściowej, to ja też nigdy nie zrozumiem. Kto chciałby się połakomić na walizkę w wypłowiałą szaro zieloną kratę, w której parę ciuchów w rozmiarze XXL i pięć Harlekinów. Kto dzisiaj czyta Harlekiny!?
iw



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

Jak nie mój mąż...

Zastanawia mnie jedno: dlaczego nikt do tej pory nie pokusił się o to, aby ukraść teściową?

:-)