Mój mąż ciągle coś wymyśla
Mężczyzna, z wiekiem dziecinnieje. Lubię własne wnioski, bo jak wysuwamy wnioski, to znaczy, że potrafimy nie tylko tak zwyczajnie myśleć. Potrafimy coś więcej.
Wczoraj, kiedy leżałam już w łóżku i prawie zasypiałam nad książką, mąż wpadł do sypialni z rozłożonymi rękami, udając samolot. Gwiżdżąc, pląsał między łóżkiem a szafą. Zaczął zrzucać z siebie ubrania, a kiedy te, już wylądowały na podłodze, wskoczył do łóżka z okrzykiem: pilot się katapultuje! Wyplątując się z linek od spadochronu, tak wierzgał rękami i nogami, że podarł okładkę mojej książki. I wtedy już nie wytrzymałam.
Powiedziałam, że jestem stewardesą, jestem w pracy i spływam do swoich obowiązków. I to był mój największy błąd, bo głupi (a co dopiero mój mąż) przecież wie, że stewardesa może tylko co najwyżej spadać. I to z tej wysokości, z której on sam już przed chwilą spadł.
Gdy już prawie udało mi się wyślizgnąć z łóżka, złapał mnie za nogę z okrzykiem, że teraz jest już marynarzem, i nie pozwoli mi wyskoczyć za burtę.
Kiedy tak zwisałam z tego łóżka, doszłam do drugiego już, własnego wniosku, że nawet dobrze się stało, że zamienił się w tego marynarza, bo ja przecież wcale nie potrafię pływać.
I chociaż wiem, że pływać się już nie nauczę, wiem też, że najlepiej, to uczy się na własnych błędach. A z tym, dam sobie radę. Już nigdy nie pomylę spływania ze spadaniem. Bo naprawdę nie wyobrażam sobie, co mogłoby się stać, gdyby nie zdążył wyswobodzić się z tych linek, i chwycić mnie za tę nogę.
iw
Wczoraj, kiedy leżałam już w łóżku i prawie zasypiałam nad książką, mąż wpadł do sypialni z rozłożonymi rękami, udając samolot. Gwiżdżąc, pląsał między łóżkiem a szafą. Zaczął zrzucać z siebie ubrania, a kiedy te, już wylądowały na podłodze, wskoczył do łóżka z okrzykiem: pilot się katapultuje! Wyplątując się z linek od spadochronu, tak wierzgał rękami i nogami, że podarł okładkę mojej książki. I wtedy już nie wytrzymałam.
Powiedziałam, że jestem stewardesą, jestem w pracy i spływam do swoich obowiązków. I to był mój największy błąd, bo głupi (a co dopiero mój mąż) przecież wie, że stewardesa może tylko co najwyżej spadać. I to z tej wysokości, z której on sam już przed chwilą spadł.
Gdy już prawie udało mi się wyślizgnąć z łóżka, złapał mnie za nogę z okrzykiem, że teraz jest już marynarzem, i nie pozwoli mi wyskoczyć za burtę.
Kiedy tak zwisałam z tego łóżka, doszłam do drugiego już, własnego wniosku, że nawet dobrze się stało, że zamienił się w tego marynarza, bo ja przecież wcale nie potrafię pływać.
I chociaż wiem, że pływać się już nie nauczę, wiem też, że najlepiej, to uczy się na własnych błędach. A z tym, dam sobie radę. Już nigdy nie pomylę spływania ze spadaniem. Bo naprawdę nie wyobrażam sobie, co mogłoby się stać, gdyby nie zdążył wyswobodzić się z tych linek, i chwycić mnie za tę nogę.
iw
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating