Dysonans przemijania
Jedne kąpane słońcem.
Osuszane ciepłym wiatrem z porannej rosy. Muskane.
Balansują na hamaku w blasku złota i purpury.
Z gracją baletnicy ostatnich piruetów solowej partii. Spadają.
Układają się w jesienny barwny dywan. Zalotnie szeleszczą.
Trafiają pod buty.
Inne targane wiatrem.
Policzkowane zimnym deszczem zwijają się z upokorzenia.
Poszarpane, podziurawione, przemoknięte. Spadają.
Uderzają o bruk. Z bólem ostatnich tchnień. Żałośnie zawodzą.
Trafiają pod buty. Też.
Osuszane ciepłym wiatrem z porannej rosy. Muskane.
Balansują na hamaku w blasku złota i purpury.
Z gracją baletnicy ostatnich piruetów solowej partii. Spadają.
Układają się w jesienny barwny dywan. Zalotnie szeleszczą.
Trafiają pod buty.
Inne targane wiatrem.
Policzkowane zimnym deszczem zwijają się z upokorzenia.
Poszarpane, podziurawione, przemoknięte. Spadają.
Uderzają o bruk. Z bólem ostatnich tchnień. Żałośnie zawodzą.
Trafiają pod buty. Też.
My rating
My rating
My rating
My rating
@ *
Bardzo dziękuję.My rating
Czytam...
...z przyjemnością.My rating