(Essay) Precz z mego wiersza! Ty nieczuła frazo

author:  Andrzej Malawski
5.0/5 | 1


Ile to jest skarbów, tych maleńkich, tych jednak bezcennych, ile ich tam zawsze pomieścić ile znaleźć można. Nie tyle wszystko jest cenne co wszystko zalega, okupuje nas z każdej strony, by tymczasem jeszcze móc pomieszkać, w nas, przy nas, z nami, gdzieś obok lub choćby w pamięci. Myśl się przemyśli, jeszcze przez chwilę, się skojarzy to co w nas się głowi, się ujawni wyjawi, całą tą sypiącą się konstrukcję, nie tak podpartą jak trzeba, nie tak wzmocnioną jak można. Każdy ten materiał, poddaje się, statycznym przeciążeniom, odpowiada siłą, na siłę, kierunkom i zwrotom, już od pierwszego przyłożenia, od założeń do realizacji obarczonej ściśle w słowa, płynne i niejasne, bo mało jest w tym, a ściślej niewiele, o tym, o czym to jest naprawdę, o dłoniach jej, a może o ludziach, o myślach jej, a może o sensie, o ile można znaleźć jakąś prawidłowość, jakiś punkt zaczepienia coś co się przyklei do rąk, jakąś małą wartość a zawsze za cenną, jakąś drobnostkę ale jakby niezbędną, wszystko dotknięte, wszystko sprawdzone przez czas, zakurzone, do wtórnego użytku do przypomnienia, do zniechęcenia, do czegokolwiek, co pozwoli do tego wrócić, zetrzeć kurz, postawić na swoje miejsce, sprawdzić, użyć, lub po prostu odświeżyć wspomnienia.

Małostka, bzdura jakaś, nie umiejscowiona na właściwym miejscu, ciągle nie w porę, nie w czas, za wcześnie, za późno, nie proszona całkiem, a jednak, uwiera, dusi, ciosem za cios i ciosu unika, oddaje, i wypuszcza z rąk, nic bardziej istotnego, jakiś mało znaczący los nie w rękach własnych. Poddaje się, ulega, obciążone instrumentalnym scaleniem w obraz, w ikoniczne dążenie do stałości, do nierozerwalnej więzi, do przepojonej natury związku, do kruchego założenia twardej skorupy doznań. Trudno jest przyznać, że w małym skrawku lęku mieści się tyle niezagospodarowanej przestrzeni, nieprzyjaznej zbytnio, nie nacechowanej całkiem i nie dość starannie, z lekka ponurej, a może próżno napełnionej obawy, że nic co tylko się zdoła rozpatrzyć w rzeczywistości się nie da przyjąć do siebie. I znów ten sam błąd się w nas mieści, ukryty jakby, w schemacie w szkicu, w planie, w niemiłosiernym ukrywaniu samego siebie, przed sobą samym, nalewanie pustki w pustkę, pełnym w pełne, aż do rozlania, aż zacznie się przelewać przez nas, przez palce, krztyna rozsądku, podejrzliwości, że coś jest na miejscu i ciągle nie swoim, wypada z rąk i ciągle się gubi. Wszystko się wydaje, odstawione, pozbawione treści i wątku, duszy i życia, lekceważy niewykorzystane szanse, zgubne idee, jakkolwiek starałyby się wejść w życie, tak umierają nie potrafiąc zarobić na siebie. Walka trwa, o wielkie zdobycze nadziei, bardziej dosadne niebo dla wszystkich, kopułę, nieroztropne pokrycie szczęścia, w szczelnych okolicznościach otwartych na wszystko co dzieję się wokół.

Wszystko nabiera kształtu, przez dotknięcie, muśnięcie, przez myśl by też przeszło, w nowej odsłonie, którą ciągle uwiera tło, które daleko by szukać od nikąd, zawsze zbyt blisko się trzyma, spełnia się wprost i bardzo starannie, w gruncie rzeczy, u samego celu, w którym jak rykoszet chybi, lekko podbarwiona konstrukcja jakby o niczym, a jednak o wszystkim co by przez myśl tak też przeszło, co by zawaliło się w nas. Dla nowej lepszej całości warto zburzyć wszystko, i budować od nowa, nowe piękne i niespotykane całości, z małych prostych kawałków.

Poem versions


 
COMMENTS


@ Jarosław Burgieł

dziękuje zmieniłem

pozdrawiam

Moja ocena

Jedno małe zastrzeżenie: zamiast "chybia" lepsze jest "chybi"
My rating: