Zaproszenie na koncert
zapalam lampę
oknem spogląda na mnie
rozświetlony skrawek nocy
wyciągam ręce
a im dalej w mrok
tym bliższy jest spokój
w tam lasku przy drodze
rechoczą żaby
słyszę jak przemawiają
do mnie jego mieszkańcy
czy nawołują o miłości
zapraszają mnie na koncert
koncert koncert
właśnie koniki polne
nastrajają skrzypce do gry
delikatna symfonia leśnych
dzwonków wskazuje drogę
a więc wybiła godzina variete
pośpiech zdradzany trzaskiem
łamanych gałęzi płoszy myszy
co pilnują leśnych śpiżarni
i już wiatr
szarpie struny leśnych harf
upuszcza nuty i zbiera
koi najgłośniejsze myśli
rozchyla swe ramiona
krzew dzikiej róży
zaprasza szumem liści
towarzyszy piano-akordom
podryguje smużka światła
takt wybija dzięcioł
zaszyty w ciemnościach
kołyszą się korale jarzębin
mrucząc murmurando
cały las rozdzwania muzykę
czystą i dźwięczną
ku polom i łąkom
ku światłom i cieniom życia
i tańczą gwiazdy
w jasnej smudze mgły tak lekko
że mogłyby wejść na mleczną drogę
i rozświetlić piękno stworzenia
otrzymane w posagu
nagle jakieś cienie
dotykają gwałtownie traw
pisk nietoperza zdradza niepokój
nagle drzewa szukają podstępnie
ofiary zwidzeń
potrącany przez ćmy przestrasza
mechaty akompaniament
nagle rozkrzykuje się
jakiś gołąb przebudzony
żaby umykają w nieobecny czas
a gdybym to ja krzyknęła
cóż ja
nie potrafię przedłużyć koncertu
wypłoszę ptaki
i żaden nie usiądzie
na moich wyciągniętych dłoniach
pieszczony stopami
ziemi chłód
ogarnia moje ciało
kora jest teraz oślizła
jak skóra węża
trawa jest teraz zimna
i wilgotna
mały lepki liść opada
a jeśli zabłądzę
nie bój się swojego cienia
szepce wiatr
płaszcz wiary okryje
nagły dreszcz lęku
i zcali z materią
Bożej przestrzeni
skąd jesteś
i dokąd powrócisz
oknem spogląda na mnie
rozświetlony skrawek nocy
wyciągam ręce
a im dalej w mrok
tym bliższy jest spokój
w tam lasku przy drodze
rechoczą żaby
słyszę jak przemawiają
do mnie jego mieszkańcy
czy nawołują o miłości
zapraszają mnie na koncert
koncert koncert
właśnie koniki polne
nastrajają skrzypce do gry
delikatna symfonia leśnych
dzwonków wskazuje drogę
a więc wybiła godzina variete
pośpiech zdradzany trzaskiem
łamanych gałęzi płoszy myszy
co pilnują leśnych śpiżarni
i już wiatr
szarpie struny leśnych harf
upuszcza nuty i zbiera
koi najgłośniejsze myśli
rozchyla swe ramiona
krzew dzikiej róży
zaprasza szumem liści
towarzyszy piano-akordom
podryguje smużka światła
takt wybija dzięcioł
zaszyty w ciemnościach
kołyszą się korale jarzębin
mrucząc murmurando
cały las rozdzwania muzykę
czystą i dźwięczną
ku polom i łąkom
ku światłom i cieniom życia
i tańczą gwiazdy
w jasnej smudze mgły tak lekko
że mogłyby wejść na mleczną drogę
i rozświetlić piękno stworzenia
otrzymane w posagu
nagle jakieś cienie
dotykają gwałtownie traw
pisk nietoperza zdradza niepokój
nagle drzewa szukają podstępnie
ofiary zwidzeń
potrącany przez ćmy przestrasza
mechaty akompaniament
nagle rozkrzykuje się
jakiś gołąb przebudzony
żaby umykają w nieobecny czas
a gdybym to ja krzyknęła
cóż ja
nie potrafię przedłużyć koncertu
wypłoszę ptaki
i żaden nie usiądzie
na moich wyciągniętych dłoniach
pieszczony stopami
ziemi chłód
ogarnia moje ciało
kora jest teraz oślizła
jak skóra węża
trawa jest teraz zimna
i wilgotna
mały lepki liść opada
a jeśli zabłądzę
nie bój się swojego cienia
szepce wiatr
płaszcz wiary okryje
nagły dreszcz lęku
i zcali z materią
Bożej przestrzeni
skąd jesteś
i dokąd powrócisz
Errata:
Oczywiście 5 pkt!- przepraszam za nieuwagę w "klikaniu" na liczbę "punktowych gwiazdek"!:) Ciekawa filozoficzna liryka osobista, sugestywny poetycki język, przemyślana forma. Wracam od czasu do czasu do tego interesującego obrazu natury ...My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating