Śmieć - część 49
Nie mam o niczym pojęcia. Czekam na coś. Stale muszę mieć „na oku” większość „towarzyszy mojej podróży”. Tak już wyszło. A przynajmniej takie mam wrażenie na co dzień. Nie znam się na nowoczesnych zagrywkach, dodatkowych szczytach do zdobycia albo spontanicznych projektach z kobietą na jedną noc. Rany boskie, niczego sobie nie udowodnię. Kompletna wpadka z tym pojęciem. Lecz najsmutniejsze jest to, że muszę staczać śmiertelne bitwy z bzdurami, z ludzką upierdliwością, z ciągłym sugerowaniem mi pewnych przypadłości. Najgorszy jest potem system rozliczeń, kto bardziej się wykrwawił. Nic nie jest takie jakim się jawi, iż takie właśnie być powinno. (Ty, stary, w paru zdaniach, koniec z cytatami i spierdalaj)! Krople, przelewające czarę goryczy to zatargi z ludźmi. Bo kiedy już rzeczona kropla przeleje się w kolejnej, niewykorzystanej, życiowej szansie pozostanie tylko polerowanie własnego nagrobka. Wydaje mi się to dość dziwnym sposobem na altruizm. Ale jeśli ktoś (i to ze łzami w oczach) krzyczy Ci prosto w ucho, że zmarnujesz sobie życie i przyszłe plany życiowe śledząc podobne altruizmy, oraz ciągle podtrzymuje założenie, iż wszystko co Ci do tego ucha wywrzeszczy to najprawdziwsza prawda trzeba z tym coś zrobić. I to na gwałt. Lecz podjęcie jakiegokolwiek działania będzie Cię z pewnością zbyt drogo kosztować. A potem odbije Ci się to jeszcze najgłośniejszą w życiu czkawką. Nie masz wyjścia. Musisz w czymś pokładać nadzieję, że i taki półprodukt się zrewaloryzuje. Zamieszania ogólnego i zszarganych nerwów jest jednakże przy tym co niemiara. Aha, jeszcze robienia z siebie kompletnego durnia i przepraszanie wokół, że ma się czelność czegokolwiek chcieć.
Od słowa do słowa i… wciąż od nowa! I dręczyć zaczyna pytanie: Po jaką cholerę było mi tak się do tego śpieszyć? Nie mamy pojęcia, bo i skąd. Czekamy na coś. W świetle tej przypowiastki nikt nie ma ochoty taplać się w cudzym bajorku, bajorku, przed smrodem którego wyraźnie ostrzegali nas mamusia i tatuś. Najpierw nas ostrzegali, czasem pomagali, bardzo się starają aby nasze wspomnienia, tyczące ich osób, nigdy nie zaliczały się do tych najgorszych. A bajorko, mimo że śmierdzi okrutnie, to jakoś dziwnie kusi.
Bardzo żałuję, iż ta moja publikacja nie jest z gumy, bo można by (tak przy okazji) przytoczyć kilka podobnych sadzawek. Lecz to nie ma być tani romans w odcinkach lub inne barachło w stylu małych, chińskich rączek z plutonem i uranem w rolach głównych. Bardzo żałuję, że to tylko moje pierwociny, które mają tak mało przestrzeni, przestrzeni, której drzewiej więcej bywało. Przestrzeń dziś nie ulituje się nawet nad szarganiem świętości i połączy piosenkę poetycką z awangardowym odlotem w drapieżny Rap. I, jak twierdzą moje nieliczne koleżanki, poezja wcieli się ponownie w ślimaka z dość przeciętnym rozmiarem rożka na pierogi.
Od słowa do słowa i… wciąż od nowa! I dręczyć zaczyna pytanie: Po jaką cholerę było mi tak się do tego śpieszyć? Nie mamy pojęcia, bo i skąd. Czekamy na coś. W świetle tej przypowiastki nikt nie ma ochoty taplać się w cudzym bajorku, bajorku, przed smrodem którego wyraźnie ostrzegali nas mamusia i tatuś. Najpierw nas ostrzegali, czasem pomagali, bardzo się starają aby nasze wspomnienia, tyczące ich osób, nigdy nie zaliczały się do tych najgorszych. A bajorko, mimo że śmierdzi okrutnie, to jakoś dziwnie kusi.
Bardzo żałuję, iż ta moja publikacja nie jest z gumy, bo można by (tak przy okazji) przytoczyć kilka podobnych sadzawek. Lecz to nie ma być tani romans w odcinkach lub inne barachło w stylu małych, chińskich rączek z plutonem i uranem w rolach głównych. Bardzo żałuję, że to tylko moje pierwociny, które mają tak mało przestrzeni, przestrzeni, której drzewiej więcej bywało. Przestrzeń dziś nie ulituje się nawet nad szarganiem świętości i połączy piosenkę poetycką z awangardowym odlotem w drapieżny Rap. I, jak twierdzą moje nieliczne koleżanki, poezja wcieli się ponownie w ślimaka z dość przeciętnym rozmiarem rożka na pierogi.
Od autora
Kochani!Moja wina, nie dałem cdn... Nie powinienem tego robić , ale zdradzę wan, iż jesteśmy ze "Śmieciem" dopiero w połowie. Plus będzie jeszcze epilog. Cierpliwości życzę...
Piotrek
Moja ocena
Ja tu "Autorytetem nie jestem i nie chcę nikomu wchodzić "w drogę", czy zabierać chleba (jak to mówią); nie biorę więc pod uwagę tych tam "znamion wyczerpujących..."artystycznych i literackich, ani też nie osądzam, czy to poezją jest, czy nie jest.., bo tu bynajmniej chyba nie o to chodzi...
Ja tylko od siebie i za siebię -
( za zaangażowanie, wysiłek twórczy, dążenie, próbę podsumowywania i oswajania swojego i nie tylko - świata oraz codzienności, i mimo wszystko - za perspektywę i nadzieję..))
pozdrawiam z siłą Ducha -
Już po przeczytaniu...
...pierwszego odcinka postanowiłem "się odnosić".A przypomniał mi się A.Dumas i jego motta do każdego rozdziału np. w "Hrabia Monte Christo".
Toteż stąd te moje przycinki i przygryzki.
Cieszę się że w czytaniu nie byłem samotny i że dołączyła w komentarzach Iza.
Stawiałem że rzecz zakończy się na odcinku 50-tym i tu mała niespodzianka.
A treść całości jest zadumą nad kondycją zjadaczy chleba plus coś tam, coś tam dla ducha.
Gratulacje.
Pozdrawiam serdecznie
M.P.
Moja ocena
Gratuluję... na zakończenie daję gwiazdki, bo to trzeba uczcić.W sumie warto było ten materiał poczytać, (przeczytałam całość) choć jak już wspominałam, teksty te są nie dla każdego.
Prawdą jest, że w życiu zawsze czekamy na COŚ i będziemy czekać na kolejne niespodzianki.
Weteranie - gratuluję, dobiłeś do końca swojego pojedynku samego ze sobą. Choć jak wiadomo, to nie koniec, bo czekają jeszcze inne wyzwania.