Śmieć - część 34

author:  Piotr Paschke
0.0/5 | 0


Nie potrafię idealnie wkomponować się w tę współczesną lawinę. Oto moja pieśń obłąkana, moja deklaracja cierpienia. Dawno minął okres burzy i naporu. Zaiste, mogłaby to być godna kontynuacja jakiegoś schematu na życie, bo przecież ostatnio modne jest pojękiwanie w stylu wymiotującego kastrata. A żeby nie bulwersować czytającego albo go nie przerazić muszę jeszcze raz pomyśleć o ostatecznej formie. I nie ma w tym żadnej ironii. Sądzę, iż dla młodych to jednak zbyt spora dawka czegoś tam i ja nie powinienem o nich zapominać. Niekoniecznie tak od razu zaraz o życiu - przecież liczy się jakaś ich obecność. (Potrzebna jest jakaś weselsza przeróbka starego evergreena, a tu wszędzie brudy). I tylko duchy, faktycznie tamtych, bezkompromisowych i nie tak znowu odległych, czasów oraz ich ekspresyjność, porażająca ekspresyjność. Właściwie są jak jakiś szał, który wciąż działa, zwłaszcza wtedy, kiedy jest już grubo po północy, a ja wyciągam z półki albumy z pożółkłymi fotografiami. Podpisy pod nimi udzielają się wtedy tak, że później długo jeszcze puls nadziei dudni w uszach. (I nie chodzi mi o żadne żarliwe modlitwy a o zwykłą pościel, pachnącą prostą linią wszystkich dokonań, atmosferą kobiety oraz intrygująca mrocznością, wyrosłą tak z bólu jak i nadziei). Bo rano znów przyjdzie piekło pamiętania o tych, którzy są wypłukani w srebrze, ale tak naprawdę już ich nie ma. Ale piekło to już zbyt mało powiedziane. Niemal wszędzie brak uczucia, zupełnie tak, jakby ktoś bliski chciał nas nagle powiadomić, że właśnie przestał być na zawsze naszym kochankiem. Głupia sytuacja, bo właśnie wtedy to osacza mnie ze wszystkich stron. Po wielu takich „przejściach” znowu trzeba będzie od kogoś pożyczać pieniądze, które ciężko oddać, no, chyba że poprzez pęcherz. Kolejnego ranka muszę ponownie zwlec się z pościeli aby prowokować świat i celowo nie zaproponować mu niczego. Na ogół świetnie spełniam to właśnie zadanie. Ale tego typu eksperymenty na dłuższą metę jednak się nie udają. I chociaż trudno odmówić w tym względzie kompetencji losowi wynik na ogół jest zupełnie bezbarwny, po prostu mdły. Przekroczyłeś pięćdziesiątkę, to zdychaj! Gówno wiesz i jesteś śmieszny w tych swoich dążeniach. Spadaj, stary, na drzewo prostować banany!
Nie podoba mi się dzień dzisiejszy i uważam, że i może było lepiej ze dwie dekady temu, wtedy, kiedy jeszcze mi się chciało manifestować swój stosunek do niewspółmiernie dziś raniących mnie w ten sposób jednostek. Ale dziś kochający inaczej urządzają sobie parady równości i takie gówno jak ja, nadal wyznające klasyczne układy hetero niewiele ich interesuje. Zresztą niech się i pieprzą, to mi nie przeszkadza. Byle z daleka ode mnie ! Trudno, może nie jestem aż tak nowoczesny jak się ode mnie oczekuje. Reszcie mogę jawić się trochę nostalgicznie, nie mam na resztę wpływu. Zresztą tę idiotyczną nostalgie zaczynam odczuwać już niemalże w każdej minucie. I tak mi już chyba na zawsze zostanie.
W dalszym ciągu przepraszam Cię, że niemal wszystko mi się z czymś kojarzy. Stare czasy, mimo swej komuchowatej brutalności piękne, wywierają na młodszych tylko takie wrażenie, że przecież „wszystko już było” i w dodatku było kompletnie do dupy. Jednak bez fałszywego pieprzenia – one miały styl i dzisiaj rzadko można po coś z niego sięgnąć. Sam już nie wiem co mnie podkusiło, aby wstać o piątej rano i pisać. (Do tej pory sam nie mogę otrząsnąć się z osłupienia, iż nadal muszę tłumaczyć tytuł książki wszelakim internautom, bo ci myślą, że chodzi jedynie o kosz do usuwania plików, umieszczony na pulpicie ekranu komputera). Dla tych jednak, którzy posiadają większą dozę zimnej krwi dodam, że już od kilku godzin słucham radia (w których nadal najbardziej nośne są piosenki z lat osiemdziesiątych) i stoję z nożyczkami nad „Śmieciem”, przygryzając sobie do krwi obie wargi.



 
COMMENTS


stare czasy nawet te komuchowate...

były piękne, bo byliśmy młodzi, trawiliśmy wszystko lepiej. A teraz niestrawność psychiczna i fizyczna... taki to los Weteranie.

Tak...

...z tego odcinka wyziera jedna niezaprzeczalna prawda że;
Najważniejsze jest myślenie. Najlepiej samodzielne!