Śmieć - część 25

author:  Piotr Paschke
0.0/5 | 0


Pewnie zastanawiasz się o co mi właściwie chodzi ? O zachowanie jakiegoś głupiego autentyzmu ? Najprawdopodobniej wypadam tak samo jak Ty i tylko czasami jest odwrotnie. A że spotkanie z moja retoryką może bardzo rozczarować ? Skupiam się na pojedynczych, ludzkich dramatach, jakiś miłosnych rozczarowaniach, na jakiś pasjach, które całkowicie wystarczają. Całość może robić wrażenie szczególnej mutacji, ale nie ma chodzić jedynie o „przekładaniec”. Nie będę uczył szacunku, nie będę przestrzegał przed świadomością, kreowaną przez mass media, przed naiwną wiarą w osiągniecie całkowitej wolności. Zdehumanizowany świat, dopieszczone słowotwórstwo, wychwalane filisterstwo. Powiesz: - Pozostają przede wszystkim skojarzenia, mniej lub więcej natrętne. Niestety, nie ma tak dobrze. Co gorsza: niektóre punkty sprawiają wrażenie posklejanych na siłę i częstokroć odnosisz wrażenie, iż mają znamiona jedynie punktów wyjściowych dla jakiś poszukiwań –poszukiwań, niestety, nie za bardzo odkrywczych. Nie dojdę z Tobą do zbawczej oazy ! Trzeba się na coś konkretnego zdecydować, trochę pokomplikować. Wypośrodkowanie niczego nie wnosi. Widać, iż nie powinno się tak odstawać... Przekombinowałem, ale może to jest tak naprawdę konieczne. Jakieś wspólne echa. Idąc tym tropem mógłbym jedynie zdradzić wszystkie tajemnice. (Satysfakcja gwarantowana, albo proszę naskarżyć na mnie do Ministerstwa Kultury). To przygnębia, przejmuję się tym. Zawsze jest wszystkim sporo wiadomo, ale chyba nikt się nie spodziewał, że będzie tak diabelsko patetycznie ! Wyrywać kogoś z letargu, będąc dość skutecznie zamaskowanym ? Najlepsze i tak zostawiam sobie na deser i aż dziw bierze, jak tną się wściekle nasze wszystkie drogi. Lód ścina krew, hałas wyborczy aż poraża i wychodzi z tego gówniany majstersztyk, w którym wszystko jest już przewidywalne. No bo niby dlaczego miałoby być inaczej, skoro tylu ludzi ma mnie w dupie ? Każdy to liść, mający gdzieś trendy i konwenanse, liść z godnością opadający na jesień. Powinno wystarczyć liści na długo. Ale już mniejsza o to, że kiedy truchła liści dobrze się czują to z dużo lepszym skutkiem udają, jednocześnie złośliwie łypiąc na inne liście zeschłym okiem. Ich siła tkwi w pozornym naprawianiu przeszłości i sprawdzonych przed laty schematach. Umieją tak dobrze "ściemniać", że doprowadzą w końcu nawet zeschły krzak wierności do kolejnej fotosyntezy. Trzaski, zgrzyty, szum i nerwy. Do końca, jak w czeskim filmie – nie można przewidzieć, który bohater zje ostatnie ziarenko słońca. Podkręcane napięcia, chłód, progresje, drażniące sprzężenia zwrotne, przyspieszenia, pomieszanie z poplątaniem. Biedna pieśń tułacza – samotnika, który nie ma co ze sobą zrobić ani ( jak na razie ) gdzie pójść. Poetycki, szemrany hołd, złożony sobie jako poecie niczym nienormalnych rozmiarów egocentryzm. Przegadane, improwizowanie epiki, psychodeliczny lot ku przyjemnym złego początkom. Dalej wszystko już zbyt skomplikowane i to, co się robi dla współczesnej kultury masowej, ma się jak pięść do nosa. Tak było zawsze i miejmy nadzieję, że niewiele się zmieni w najbliższym czasie. Ale po co ocalać to, co nie zmieściło się w scenariuszu tego czeskiego filmu ?

cdn...



 
COMMENTS


Ooo, coraz ciekawiej

Trzeba mieć SWOJE.
To co szybuje do chmur; runie.
To co piękne zasili krainę rdzy.
Jeśli mamy swoje to robimy swoje.
Szczęśliwość jest jednak stanem umysłu.