A KSYWA JEGO… FLASZKA

3.0/5 | 2


A KSYWA JEGO… FLASZKA

ŁAKOMOTYWA - LEWATYWA…
CZYLI KRWIOPIJCA - OPIJCA DUSZ MONO'POLOWY


Stoi w libacji biskup polowy
Ciężki, ogromny… jak towarowy
Gabarytowy i… twardogłowy
Flaszka ma ksywę woj mono'polowy
Pot po nim spływa… niezły oliwa !
Stoi i sapie… dyszy i dmucha
Oddech jak wydech od niego bucha
Bufon gorąco… bufon gorąco…?
Buch… jedną szklanę !
Uch… drugą szklanę !
Puff… kielich złoty !
Uff… co by po tym ?

Ledwo już stoi… ledwo już zipie
W gardło coś wleje… w szyję coś wsypie
Wszyscy do niego dziś przypijali
Stracił rachubę… ileż obalił
A iluż ludzi… każdy w ukłonie
Prałat w ornatach… całują dłonie
I… generalskie liżą lampasy
Na gesty plebsu biskup jest łasy
Zaczął jak ciotka… likier z bananów
Skrzynkę francuskich wchłonął szampanów

Kolejną flaszkę… nic to, że wielka !
O niebo większa niż za E. Gierka
Kiedy wjechała w beczce Dębowa
Oniemiał Leszek… nie wyrzekł słowa
Zakanszał tylko między flaszkami
Tłusty pochłaniał bigos z grzybami
Nie dla rozpusty lecz jak w zapusty
Pan…? Długo wisi… to i odpuści
Zeżarł tych porcji niemal trzydzieści
Nie mogąc pojąć, gdzie to pomieścił

I choćby przyszło tysiąc kleryków
A każdy wlałby choć po sznapsiku
I choćby nie wiem, gdzie się schowali
Zaraz wyczai, wychyli zaraz no i obali
I nagle - beee ! I nagle - łeee !
Napęczniał brzuch, hierarcha w ruch
Z wolna pod parą pis(k)maki walą ?
Z złą Sławoj sławą… koniec z gorzałą ?
Podniósł swe cielsko… ciągnie z mozołem
Usnął na stole… zmoczył pod stołem

Ocknął… odpalił, gna jak szalony
Koniak po drodze… w mig obalony !
A dokąd to… dokąd… a dokąd się chce ?
W brzuchu, w przełyku lungurt go żre
Sprawiać kleryków młodych w WC ?
Via bufet, korytarz, schodami przez hol
A w głowie mu jedno… ich liebst alkohol
I beka do taktu… i charczy jak żul
Chichoce, złe moce bulgocą… bul, bul
I gładko tak… lekko tak… toczy się w dal
Jak klecha, gdy z tacą wyrusza po szmal

Zagonion w posłudze… zziajany, zdyszany…
Jak kleryk-dziewica przez Paetza ścigany
A skądże to… jakże to… czemuż tak gna ?
To bigos, zagrycha, przekąska go pcha
Talerzy, półmisków nie mieści już brzuch
Opilstwo, obżarstwo wprawiły go w ruch
To wóda jak koń'ak… buzują do góry
Gazują przełykiem na kształt grubej rury
I wyżej… i wyżej… pa'nisko się toczy
A wóda co pożarł do jamy wciąż tłoczy

Na klęczkach napęczniał… wybałusza oczy
Do łóżka młodemu obłudny by wskoczył…
By para w oparach, gej w gej, bar a bara
Nie słychać tu jednak - Od złego mnie zbaw
To paw… to to paw… to to paw… to to paw !
I kto mu… i co mu… w tym domu (pana) mu zrobi ?
On czarny generał sił zbrojnych - barowych…
Naczelny szef klecho… i mono - polowy
Czy z pola to opój… popegeerowy ?
Wymiotne ma szlify przewodnik duchowy
To paw… to to paw… to to paw… to to paw
"Milito pro Christo"… Sławoj… sław oj sław


parafraza Lokomotywy JuTu'wima… eK$komunikowanego †ofa றarii hr de $zark

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
19.06.2013,  bezecnik