JEŚLI PRZEPADNĘ
KRZYSZTOF றARIA SZARSZEWSKI
……………………………………………………
JEŚLI PRZEPADNĘ NA JAKIŚ CZAS
Choć bywam tu
W projekcjach liturgii snów
Bywam też tam…
W przestrzeniach czwartego wymiaru istnienia
U rozwartych wyspy rajskiej bram
Gdzieś… gdzie cynamon z wanilią
Tropikalnym wiatrem odurza… ocienia
Więc nie dziw się… proszę
Że czas przede mną w euforii pędzi
Że ciągle za nim gonię
W tej gonitwie jak w malignie trwam
Przez alfabet chronometru znaków
Dźwiękami lir na uwięzi gram
Na wskazówkach się unoszę
Bom nim jest w zachwycie
Zachłanny pazernie na życie
Im więcej będę… tam właśnie
Tym więcej będę mógł ci ofiarować baśnień
I słów szeptanych…
Na plaży o zachodzie słońca
Suto cekinami tkanych
I nie miej żalu, kiedy tak się zdarzy
A zdarzy… na pewno między nami
Jeśli przepadnę na jakiś czas…
Na chwil zbyt długich kilka
W mgiełce marzeń
Magii gwiezdnego śnienia
Z galerii naszych namiętnych pejzaży
To będzie znaczyło tylko
Że uciekłem w wysokie sitowie
Mej wyspy bezludnej dzikiego ogrodu
Gdzie tulę lica drzew i myśli o tobie
I gwiazdy po wszechświecie myślami gonię
Leżąc bez ruchu na trawie
Pośród stokrotek gwiazd i poziomek
I w nie się wpatruję… i ciułam
Srebrzyste wizje nocnych ciem
By perlić ci wiersz na zielono
Czując Ziemi pulsujące łono
Zawsze jednak z bezdroży wracam
Do ciebie jak bumerang znikąd
Z błądzeń bez drogowskazów
Po tęczowych zwojach na lazurze nieba
Choć na jedną chwilę
Żądny twego obrazu
Byś mi dłoń podała…
I ciszę z kromką świeżego chleba
Bo bez eliksiru twego uśmiechu
I kwietnych twych myśli
Wplecionych w włosy codzienności
Nie wysłucham nocnych pieśni
………………………………………………………………………12. O2. '89
……………………………………………………
JEŚLI PRZEPADNĘ NA JAKIŚ CZAS
Choć bywam tu
W projekcjach liturgii snów
Bywam też tam…
W przestrzeniach czwartego wymiaru istnienia
U rozwartych wyspy rajskiej bram
Gdzieś… gdzie cynamon z wanilią
Tropikalnym wiatrem odurza… ocienia
Więc nie dziw się… proszę
Że czas przede mną w euforii pędzi
Że ciągle za nim gonię
W tej gonitwie jak w malignie trwam
Przez alfabet chronometru znaków
Dźwiękami lir na uwięzi gram
Na wskazówkach się unoszę
Bom nim jest w zachwycie
Zachłanny pazernie na życie
Im więcej będę… tam właśnie
Tym więcej będę mógł ci ofiarować baśnień
I słów szeptanych…
Na plaży o zachodzie słońca
Suto cekinami tkanych
I nie miej żalu, kiedy tak się zdarzy
A zdarzy… na pewno między nami
Jeśli przepadnę na jakiś czas…
Na chwil zbyt długich kilka
W mgiełce marzeń
Magii gwiezdnego śnienia
Z galerii naszych namiętnych pejzaży
To będzie znaczyło tylko
Że uciekłem w wysokie sitowie
Mej wyspy bezludnej dzikiego ogrodu
Gdzie tulę lica drzew i myśli o tobie
I gwiazdy po wszechświecie myślami gonię
Leżąc bez ruchu na trawie
Pośród stokrotek gwiazd i poziomek
I w nie się wpatruję… i ciułam
Srebrzyste wizje nocnych ciem
By perlić ci wiersz na zielono
Czując Ziemi pulsujące łono
Zawsze jednak z bezdroży wracam
Do ciebie jak bumerang znikąd
Z błądzeń bez drogowskazów
Po tęczowych zwojach na lazurze nieba
Choć na jedną chwilę
Żądny twego obrazu
Byś mi dłoń podała…
I ciszę z kromką świeżego chleba
Bo bez eliksiru twego uśmiechu
I kwietnych twych myśli
Wplecionych w włosy codzienności
Nie wysłucham nocnych pieśni
………………………………………………………………………12. O2. '89
My rating
My rating
My rating