Apokalipsa w trzech odsłonach
Więc był niepokój rwący przez gazety,
Były odcienie myśli, blaski prognoz,
Zdań pozbawionych złudzeń nagły przepych
I gwiazdozbiory w letnią noc pogodną.
Więc był też powód, święty przymus losu,
Korowód tchórzy, horda bohaterów,
I teatr zdarzeń, i wymiana ciosów.
A potem ciszy nieobjęta chmura,
Przypatrywanie się nowym literom
I morze ruin, i kaczeńce w górach.
Więc to już koniec? Całe przedstawienie?
Zdziwiony strząsam z włosów szary pył.
Kładę się miękko na gościnną ziemię
I płynę z nią, i czuję, jakbym śnił.
Były odcienie myśli, blaski prognoz,
Zdań pozbawionych złudzeń nagły przepych
I gwiazdozbiory w letnią noc pogodną.
Więc był też powód, święty przymus losu,
Korowód tchórzy, horda bohaterów,
I teatr zdarzeń, i wymiana ciosów.
A potem ciszy nieobjęta chmura,
Przypatrywanie się nowym literom
I morze ruin, i kaczeńce w górach.
Więc to już koniec? Całe przedstawienie?
Zdziwiony strząsam z włosów szary pył.
Kładę się miękko na gościnną ziemię
I płynę z nią, i czuję, jakbym śnił.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Wróciłem do tego wiersza...
...bo chyba jeszcze całkiem go nie rozgryzłem.No to poczytamy.
My rating
My rating