Na Dolinie Jozafata

author:  andrzej talarek
5.0/5 | 10


Matka mojej Matki żyła w podkarpackiej wsi.
Świat, jak drożdżowe ciasto z rodzynkami Żydów,
albo starozakonnym zakalcem. Biedny świat,
w którym litery były niezrozumiałymi znakami,
a Biblia nieczytanym zbiorem cudownych obrazków.
Na ścianie w jej drewnianym domu wisiały
obrazy Chrystusa i Maryi. Na piersiach
mieli wielkie krwawiące serca, jakby wyjęte
wprost z worków osierdziowych.
Babcia płakała nad Żydówką z synkiem na ręku,
zastrzelonymi przez policjanta w nadrzecznej kalwarii.
Przecież to też byli ludzie.
To było jej odkrycie na miarę Ewangelii.

Drewniany dom był wypełniony zapachem oczekiwania.
Czekano na członków wielkiej rodziny, rozsianej
po wioskach i świecie. Na sąsiadów ku pomocy.
Na wrogów, którzy niespodzianie rozorają miedzę i kraj.
Czekano na niedziele i święta.
Dni, w których Bóg i człowiek odpoczywali.
Czekano na śmierć, która do każdego zawita.
A nawet na zmartwychpowstanie, na czas po,
który nastąpi. I nikt się nie zastanawiał,
na co niebieskim duchom będą przydatne ziemskie ciała.

Codziennie o piątej rano Dziadek Józef śpiewał godzinki,
budząc cały dom. Nie pochodził z rodu Dawida, zwykły chłop,
Chrabąszcz zawzięty, ojciec trzech synów i pięciu córek.
Babka Helena modliła każdy fragment dnia,
doiła dwie krowy, żywicielki. Ze śmietany ubijała masło.
Wtedy śpiewała o Dolinie Jozafata, na której kiedyś
wszyscy się spotkamy. Ona i Dziadek, i ta Żydówka
z nad rzeki, i wnuki, i ten policjant, i ksiądz, a nawet może
jej mleczna krowa i kotka zwana Kocichą.

Dla niej ta Dolina była gdzieś za płaskością wsi,
może tam, skąd przyjeżdżali góralscy cieśle.
Smutny śpiew pulsował nadzieją z martwych powstania
i chyba życia lepszego niż doczesne.
Nie wiedziałem, czy śpiewała ku pamięci Dziadka Józefa,
który wcześniej umarł, ale nie zapytałem.
Potem umarły i Babcia, i Mama. I już nigdy
nie usłyszałem tej polskiej pieśni o żydowskiej dolinie,
w której będzie ostatecznie rozdzielone zło i dobro.

I nie zapamiętam jej słów. I nawet o niej zapomniałem.
Wróciła, kiedy patrzyłem na wapienne prostopadłościany
żydowskich grobów, w Dolinie Joszafat,
w Jerozolimie.

Tam, w tej Dolinie Wyroku, gdzie za słowami proroka
przekuto lemiesze na miecze, a sierpy na oszczepy,
a kto słaby, powiedział: „Jestem bohaterem”,
przypomniałem Matkę mojej Matki, śpiewającą
łagodnie o spotkaniu nad Cedronem.

Pomiędzy Ścianą Zachodnią Świątyni
a ścianą płaczu i nienawiści odgradzającą Betlejem,
wracałem myślami do tych pól pobielanych,
skąd moja Babka Helena
trzymając na postronku krowę i wszyscy, co z niej,
zmierzają do wrót Doliny.

Cichy pochód mojej pamięci, śpiewający psalmy
o życiu, które wciąż trwa.
I w którym ja wciąż jestem
wątpiącym obserwatorem.

Czy w tej dolinie rzeczywiście można oczekiwać
sprawiedliwości,
kiedy wypełniona jest po brzegi nienawiścią
i słowami proroka Joela o zemście?

Pytam i nie rozsądzam.
Ja, Piłat.



 
COMMENTS


świetne!

refleksyjny i poetycki - pozdrawiam z podkarpackiej wsi...
My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
10.03.2013,  adam rem

Poruszające i...

...raczej proza.
Ale co tam.
Uczta dla ducha.

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
10.03.2013,  renee

My rating

My rating:  
10.03.2013,  Adrianna W

Moja ocena

Piękne.
My rating:  

dzięki

Cieszę się, że się Wam podoba. Ja też nie wiem, czy to jeszcze poezja, ale ograniczam zbędne słowa do minimum, nawet kosztem eliminacji poetyckich ozdobników. Za pieśń Antoniny Krzysztoń także dziękuję. Często słucham pieśni żydowskich, tej nie znałem.

Moja ocena

Brzmi jak przypowieść biblijna, choć w rzeczywistości ( jak mniemam) ma swoje korzenie. Przeczytałam, szczerze powiedziawszy, sugerując się komentarzem Agnieszki, i warto było :)
My rating: