Dotąd i ani kroku dalej
Śmierć przysiadła się bez pytania. Sokrates
wychylił cykutę do dna oblizując wargi.
Bili mu brawo wiedząc, że zaraz padnie
trupem. Cisza! Gdzieś w oddali brzęk zamka
i blady strach gruchnęły. Czyżby to koniec?
A może początek? Czuję palenie w przełyku.
Skarlałe myśli chwytają się brzytwy tonąc
w próżni obojętności. Zapachniało jaśminem,
jakby niosło się na lato. Rozdeptane cienie
rozdziobują ciało, wbijając gwóźdź w żebro.
Jest dziwnie ciepło. Ktoś włączył przycisk –
popiół rozsypano pod płotem.
Kasia Dominik
wychylił cykutę do dna oblizując wargi.
Bili mu brawo wiedząc, że zaraz padnie
trupem. Cisza! Gdzieś w oddali brzęk zamka
i blady strach gruchnęły. Czyżby to koniec?
A może początek? Czuję palenie w przełyku.
Skarlałe myśli chwytają się brzytwy tonąc
w próżni obojętności. Zapachniało jaśminem,
jakby niosło się na lato. Rozdeptane cienie
rozdziobują ciało, wbijając gwóźdź w żebro.
Jest dziwnie ciepło. Ktoś włączył przycisk –
popiół rozsypano pod płotem.
Kasia Dominik
My rating
My rating
My rating