Wielowymiar O'Tulka - część 3

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 1


W początkowym okresie procesu, w którym miano doprowadzić do „wyleczenia” Petera, jego żona Molly przyjeżdżała do ośrodka odosobnienia średnio raz w tygodniu i usilnie próbowała z nim rozmawiać. Płakała, błagała aby się do niej odezwał i zadawała setki pytań, na które nigdy nie otrzymywała odpowiedzi. On myślał, że jego serce i nieme spojrzenia mówią jej wyraźnie jak bardzo ją kocha, że, pomimo wszystko, powinna zacząć próbować go zrozumieć i mu wybaczyć. Jednakże, z biegiem kolejnych miesięcy jej wizyty stawały się nieregularne i coraz rzadsze, by w końcu (gdzieś na przełomie jesieni i zimy) zupełnie ustać. Rozumiał ją doskonale. Dla niej straciły sens jednoosobowe, wielominutowe monologi. Być może w milczeniu męża widziała swoją osobistą porażkę. Nie miał o to do niej pretensji, bo, na dłuższą metę przy takiej postawie te spotkania straciły jakikolwiek sens. A i wielka miłość, wyrażana jedynie poprzez uczucia wewnątrz serca bądź głębokie spojrzenia bez porozumienia werbalnego skazana była na powolną agonię, zresztą tak, jak każda miłość, którą tylko w ten sposób udaje się wyrazić. Tak przynajmniej pojmował to Peter.
Przez niemal dwa lata lekarze nie przestawali weń „upakowywać” przeróżnej maści medykamentów, od których jego stan nie poprawiał się lecz stopniowo pogarszał. Jego spokojne, zawsze nieagresywne zachowanie i opanowanie wkrótce stało się, jak to zwykle bywa w podobnych okolicznościach odosobnienia, przedmiotem kilku rozpraw doktorskich oraz prac magisterskich z zakresu psychologii. Po upływie prawie dwóch lat stanowisko ordynatora ośrodka objął młody i postępowy lekarz, który na szczęście dla aż trojga swoich pacjentów nie dopatrzył się u nich żadnego zagrożenia dla społeczeństwa z ich strony oraz postanowił skierować wnioski do zarządu o zaprzestanie procesu leczenia. Była to jednak jedynie oficjalna wersja. Naprawdę ich miejsca były potrzebne dla pacjentów, za które solidnie mu płaciły zaniepokojone i bogate rodziny. Wszystko nie poszło jednak tak gładko jak sądził ordynator i tylko w przypadku Petera powołana komisja lekarska nie miała zastrzeżeń.
Kiedy opuścił wreszcie, po niespełna dwóch latach, które uznawał zakres kaźni nad nim mury ośrodka zdał sobie sprawę, że nie miał dokąd wracać. Ponad rok temu Molly, zupełnie bezproblemowo uzyskała z nim rozwód. Ich dzieci usamodzielniły się już i przeprowadziły, zabierając ze sobą matkę i nie zawracając sobie głowy takim drobiazgiem, jak podanie do kliniki, w której przebywał dotąd ich ojciec, nowego adresu pobytu. Stając przed drzwiami miejsca, które kiedyś było ich wspólnym domem jedyną w tym przypadku nieobojętną mu rzeczą był fakt, że zabrali ze sobą jego ukochanego psiaka.

cdn...



 
COMMENTS


My rating

My rating: