Wielowymiar O'Tulka - część 2

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 1


Zobojętniał na domowe dyskusje na temat jego stanu psychicznego a na rosnące w domu napięcie odpowiadał bezwiednym głaskaniem małego psa, wpatrywaniem się godzinami w ekran wygaszonego komputera oraz słuchaniem, określanego mianem muzyki dla wymagającego odbiorcy, gatunku muzycznego, którego nijak nie potrafił zrozumieć czy polubić nikt inny z domowników. Z dnia na dzień coraz wyraźniej czół jak gaśnie w nim ochota na jakąkolwiek konwersację na jakikolwiek temat, a tak zwane „normalne” życie przestawało interesować. Także gazety, radio czy telewizja z godziny na godzinę stały się przykrym i zbędnym balastem, irracjonalnym banałem i psychicznym obciążeniem ponad miarę.
Nie, Peter nie pojmował swego milczenia jako bastionu, którego nie wolno było nikomu zdobyć lecz jako miejsce, do którego nikt nie będzie miał dostępu. Podczas takiej swoistej wojny z całą otaczającą go rzeczywistością ostatecznym rozwiązaniem stało się wzruszenie ramionami na wszystko. Jednocześnie szybko rosło w nim poczucie absolutnego, przytłaczającego i ostatecznego wypalenia wewnętrznego, czół się pusty w środku, wypruty niczym szmaciana lalka ze wszystkich, pozytywnych jej aspektów. Zresztą przez całe dorosłe życie uważał rozmowy tak zwanej „świetlanej” przyszłości za wymysły nieco bezmózgich fantastów.
Na przestrzeni kilku tygodni stało się to, co (wcześniej czy później podczas ustawicznego tkwienia w takim marazmie) stać się musiało. Trafił pod obserwację specjalistów. Dla samego pacjenta byli to, oczywiście, specjaliści, którym jedynie się zdaje, że ich zdobyta przez lata, ogromna wiedza w zakresie szeroko pojętego leczenia w psychiatrii i psychologii polega na podawaniu leczonemu człowiekowi coraz silniejszych środków chemicznych, robiących mu z czasem przysłowiową „papkę z mózgu”. Co niemalże powszechne u wszystkich pacjentów i Peter, dokładniej rzecz ujmując, sądził o owych specjalistach, iż w przeważającej większości są większymi kretynami od pacjentów, nad którymi sprawują opiekę. Jako jednostka aspołeczna (dzięki wydatnej pomocy niektórych z tych lekarzy) został już wkrótce umieszczony wewnątrz zamkniętego ośrodka dla umysłowo niezrównoważonych i poddany o wiele bardziej intensywnej terapii, polegającej na dożylnym i doustnym podawaniu silnych leków psychotropowych oraz „wstępnym leczeniu” elektrowstrząsami. I chociaż spore dawki chemii i elektryczność powodowały wewnątrz jego głowy coraz większe spustoszenie on, w dalszym ciągu, był wierny swemu postanowieniu o dobrowolnym i absolutnym milczeniu wobec całego, zewnętrznego świata.


cdn...



 
COMMENTS


My rating

My rating: