Dochodzenie w sprawie Nieba

author:  Maksymilian Tchoń
5.0/5 | 4


Pędzę w krainy wyrwane nocy, to już purpura
świta i wielka noc. Dzień mi świadkiem, Bóg ostoją
miraż wyprawy spekulacją. Czy tusz wysycha,
gdy patrzy na mnie słońce? A księżyc zawodzi nad

Rublem który stoi rozumu tchem. Gdy promień
przebija twe serce, udaremniony strzał w klamrę ud,
a rzeka zmienia swój koryta bieg? Zbiegam
nieobytej prawdzie na rzecz kultury kłamstwa…

Czy to już dogmat, czy zatrzyma się ziemia, gdy
ubiorę na siebie poszycie runa leśnego miłości?
Czy klinga światła, która dostała się między nas
podzieli na dwoje spełnienie? Dopełniwszy przysięgi

dzieci ziemi wiatru zahamuję postępujące wrzenie
ust; (to banał twierdzić, że trzymając kamień
w ustach ćwiczę milczenie), a może złączy Amen
Nas w doskonałą całość? Której – zasoby to wolność

w usidleniu, ależ kanciasta jest ta loża szyderców! :
Wyrywam kolce z łodygi róży wiatrów, tam
kreacja i lodowej góry cień zatrzymuje nas, byśmy
na zawsze w nieskończoności tknęli wskazówki

w tylko naszą stronę, w tę, której nie zna żaden zegar –
w tę odrobioną lekcję z kantaty u Mistrza Polikarpa,
którego pochodzenie gwiezdne i niejasne, i duch niepodzielny z ciałem
(nigdy nie oddany Niebu, rozkaz oraz wieczności)



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
03.11.2022,  mroźny

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating: