KAPŁANKA SŁOŃCA /ballada/
Pod baldachimem starych drzew na szlaku od boskości
strudzoną stopą wolno szła ku sobie do wolności
Na barkach niosła ciężar lat milcząco bez słów skargi
przygniatał ją spowalniał krok wrośnięty w nią garb twardy
Życzliwy cień wychładzał skwar osłaniał ją przed możnym
który zamieniał w szary pył wszystko co mu bezbożne
Kiedy przestała wierzyć czcić bożyszcze rozpasane
wysłało promień ostry co wypalił na niej znamię
To jego pieczęć jego znak gdyby wrócić nie chciała
zabrał jej młodość zabrał część a teraz cześć jej ciala
Nie płacz za dawnym szkoda łez kapłanko złego słońca
podstępny żar jest ze wszech miar wyrocznią jego końca
Te kilka szmatek złota garść bez serca bo zabrakło
zrzuć to na rozszarpanie psom i roznieć własne światło
Lecz ona idąc zwalnia krok wymyśla wciąż przeszkody
i jakby jej ubywa sił a wciąż przybywa drogi
Czy desperacji starczy jej by wybrać samą siebie
czy może wróci by znów czcić słońce na jego niebie?...
@Anna L. Zięba 26 aug. '22
strudzoną stopą wolno szła ku sobie do wolności
Na barkach niosła ciężar lat milcząco bez słów skargi
przygniatał ją spowalniał krok wrośnięty w nią garb twardy
Życzliwy cień wychładzał skwar osłaniał ją przed możnym
który zamieniał w szary pył wszystko co mu bezbożne
Kiedy przestała wierzyć czcić bożyszcze rozpasane
wysłało promień ostry co wypalił na niej znamię
To jego pieczęć jego znak gdyby wrócić nie chciała
zabrał jej młodość zabrał część a teraz cześć jej ciala
Nie płacz za dawnym szkoda łez kapłanko złego słońca
podstępny żar jest ze wszech miar wyrocznią jego końca
Te kilka szmatek złota garść bez serca bo zabrakło
zrzuć to na rozszarpanie psom i roznieć własne światło
Lecz ona idąc zwalnia krok wymyśla wciąż przeszkody
i jakby jej ubywa sił a wciąż przybywa drogi
Czy desperacji starczy jej by wybrać samą siebie
czy może wróci by znów czcić słońce na jego niebie?...
@Anna L. Zięba 26 aug. '22
My rating