Boża prawica
nie ma spokoju jutra
w oczach Gai
wołają chłopcy ucieczki
w perspektywę wczoraj
na dzisiejszym kopcu
z rys woskowych
trwa taniec Eleny
i marsz oficerów na Placu czerwonym
od płatków tulipana
w krematorium powagi
i w sztolni braw
dla laminatów
warstw klasy średniej
w Dzień zwycięstwa
w której pełnia nic nie daje
i tak muzy znają go tylko z jednej strony
to nic nie daje
a muzy wiedzą
sobie a muzom
wręczam
paszporty do lepszej przeszłości
to nic nie zdaje
egzaminu
z dojrzałości
siły wieku
zimnej krwi
z Kupidynem ale złaknionym
grzechu na potrzeby
desantu
na potrzeby Google
(ich eter)
z rymu do ust
i nieodwracalnie
z gwiazdozbiorów pada
irracjonalny ból
zaszytych w brzuchu
granatów nieba
na poczet tego, coś winien
jesteś damą
ze stron xeni, pokory i cnoty
chciałabyś hebanu
ale wiedz, że wiedza wszelka
kosztuje jak trwała
na włosach
świętej Egzegezy
nie pytaj o rodzaj śmierci
nie pytaj o drogę
ani o cnotę
nie pytaj o rodzaj życia
w zasobach rynsztoku
ani tego, co pomiędzy
nie pytaj,
bo odpowie
śmiertelnie poważnie
nad drut kolczasty
losu
w twych rękach
nie ma laski ani kija z węża
w twych oczach
nie belki ani drzazgi
w twych ustach
nie ma języka ludzi ni aniołów
nie ma róży bez ognia
w twym sercu,
twym umyśle,
w twym imieniu
pali się królestwo
wzniesione przez
trzy osoby:
bo zawsze chciałeś
być pisany z dużej litery
zrujnowane przez pięćdziesięciu
Sprawiedliwych
i odbudowane
jednymi rękoma
ale tłum nieprzejednany
widziałem, widziałem
i dalej
łaknę i pragnę
tego laureata
wschodów i zachodów
słońca
umieść mnie
w swojej świętej eksploracji
domofonu
bym przemówił
tak jak potrafię
uwielbiając mamę
to ona mnie urodziła
i już więcej nie będzie
wyrzuć mnie z pamięci
w swojej świętej ignorancji
zasad pisma
bym zamilkł
tak jak potrafię
uwielbiając tatę
to on nauczył mnie prać
brudy tylko we własnym domu
we wszystkiem świętym
trochę poezji
i trochę rozpusty
na zakończenie dnia i Czwartorzędu
nie zachwieje żaglem
rzucam się w ogień,
a jednak
nadal trwam
w oczach Gai
wołają chłopcy ucieczki
w perspektywę wczoraj
na dzisiejszym kopcu
z rys woskowych
trwa taniec Eleny
i marsz oficerów na Placu czerwonym
od płatków tulipana
w krematorium powagi
i w sztolni braw
dla laminatów
warstw klasy średniej
w Dzień zwycięstwa
w której pełnia nic nie daje
i tak muzy znają go tylko z jednej strony
to nic nie daje
a muzy wiedzą
sobie a muzom
wręczam
paszporty do lepszej przeszłości
to nic nie zdaje
egzaminu
z dojrzałości
siły wieku
zimnej krwi
z Kupidynem ale złaknionym
grzechu na potrzeby
desantu
na potrzeby Google
(ich eter)
z rymu do ust
i nieodwracalnie
z gwiazdozbiorów pada
irracjonalny ból
zaszytych w brzuchu
granatów nieba
na poczet tego, coś winien
jesteś damą
ze stron xeni, pokory i cnoty
chciałabyś hebanu
ale wiedz, że wiedza wszelka
kosztuje jak trwała
na włosach
świętej Egzegezy
nie pytaj o rodzaj śmierci
nie pytaj o drogę
ani o cnotę
nie pytaj o rodzaj życia
w zasobach rynsztoku
ani tego, co pomiędzy
nie pytaj,
bo odpowie
śmiertelnie poważnie
nad drut kolczasty
losu
w twych rękach
nie ma laski ani kija z węża
w twych oczach
nie belki ani drzazgi
w twych ustach
nie ma języka ludzi ni aniołów
nie ma róży bez ognia
w twym sercu,
twym umyśle,
w twym imieniu
pali się królestwo
wzniesione przez
trzy osoby:
bo zawsze chciałeś
być pisany z dużej litery
zrujnowane przez pięćdziesięciu
Sprawiedliwych
i odbudowane
jednymi rękoma
ale tłum nieprzejednany
widziałem, widziałem
i dalej
łaknę i pragnę
tego laureata
wschodów i zachodów
słońca
umieść mnie
w swojej świętej eksploracji
domofonu
bym przemówił
tak jak potrafię
uwielbiając mamę
to ona mnie urodziła
i już więcej nie będzie
wyrzuć mnie z pamięci
w swojej świętej ignorancji
zasad pisma
bym zamilkł
tak jak potrafię
uwielbiając tatę
to on nauczył mnie prać
brudy tylko we własnym domu
we wszystkiem świętym
trochę poezji
i trochę rozpusty
na zakończenie dnia i Czwartorzędu
nie zachwieje żaglem
rzucam się w ogień,
a jednak
nadal trwam
Poem versions

My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating