Erikoussa
U progu maleńkiej wysepki
zwinęliśmy wczoraj żagle,
jest świt. Mgła od morza
podnosi się lekkim puchem -
dalej już jest Albania.
Królestwo Katharewusy
w tych paru domkach na zboczach
miało ostatni bastion.
Zieleń drzew balansuje
wręcz na granicy czerni,
cienką linię milczenia
przekracza tylko plusk morza,
jego łagodne zmarszczki
rumieni wschodzące słońce.
Nim rozkrzyczy się ptactwo
jesteśmy jak Odyseusz
na brzegu porannej ciszy.
Gdzieś czeka nasza Itaka,
gdzie się bez słów wie już wszystko -
jeszcze nie tu, jeszcze dalej.
Pożegna nas Erikoussa,
jej szept poranny w języku
budzących się cykad, bujania
łódki w pobliżu klifu.
zwinęliśmy wczoraj żagle,
jest świt. Mgła od morza
podnosi się lekkim puchem -
dalej już jest Albania.
Królestwo Katharewusy
w tych paru domkach na zboczach
miało ostatni bastion.
Zieleń drzew balansuje
wręcz na granicy czerni,
cienką linię milczenia
przekracza tylko plusk morza,
jego łagodne zmarszczki
rumieni wschodzące słońce.
Nim rozkrzyczy się ptactwo
jesteśmy jak Odyseusz
na brzegu porannej ciszy.
Gdzieś czeka nasza Itaka,
gdzie się bez słów wie już wszystko -
jeszcze nie tu, jeszcze dalej.
Pożegna nas Erikoussa,
jej szept poranny w języku
budzących się cykad, bujania
łódki w pobliżu klifu.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating