(Esej) Cel

autor:  Andrzej Malawski
0.0/5 | 0


Pokluczy się troszeczkę, pokluczy, w owym wszystkim nieskładnym, w zarozumiałym tym całym szaleństwie, w zwiewnej idei, szerokiej rozciągłości myśli, nie mogącej się dosłownie pomieścić, zupełnie zmaterializować, urzeczywistnić, w kłębach, w oparach, zuchwałych złudzeń. Zbyt mało z tego wynika, nie jest zbyt podzielne, tak trudne do przełamania, oddania w całości, skompletowania w jedność, zupełnie uchyloną od całości, nie nazbyt innej, nie całkiem dwojakiej, uściślonej, skneblowanej, tymi wszystkimi nawykami, przyzwyczajeniami, nałogami, chaosem. Gdzie jest w tym owo miejsce, owo zaprzeczenie stałości, skrupulatna niedogodność, zmiareczkowana, uzdatniona, unormowana opinią, bezcelową, gorzką, złudną, i tak to trafia, dochodzi, wynika z intymnego sensu, zgorzkniałego, wymanewrowanego, gdzie tylko potrafi się uchylić wniosek, spudłować, nie dosięgnąć celu, mówimy wtedy rykoszet, mówimy wtedy błądzi, zbyt słabo się nasuwa, rozkrępowuje się powoli, ta poczciwa sugestia, mała, baczna, w ścisłym szyku, w kluczu, daremnie szukanym, w istotnych poszlakach, gdzie mało kiedy jakiś współczynnik, jakiś zamysł, odbije się szerokim echem. Wszystko jest tak niejednostajne, komplikuje się, uchodzi cało, pomimo zdartych szat, pomimo własnej woli, tak właśnie zamkniętej, niedochowanej, w tej małej obcej tajemnicy, kąśliwej, uszczypliwej, daremnie uprawianej, na polu, na ziemi, z której niewiele wyrośnie, niewiele się w obcych rękach pomieści, prawdy, spokoju, dziedzictwa.
Ładnie tak,tak ładnie triumfują maniery, ich niewielkie cykliczne wzloty, nad tymi niedorzecznymi upadkami fałszu, obłudy, tak szarpanej, zniewolonej, splugawionej szansy, tak skalanej przez czas i zdradzonej w myśli. Można to tak rozniecić, by mogło powoli spłonąć, nadszarpnąć się, przez istotę, przez zgiełk powtarzalnych nadziei, umocni się w nas, postąpi podobnie jak postąpić umie, małe względy, ale jakże potrzebne, jakże uzmysłowione, z których wszystko się dochowa podobnie jak może, jak bezkresne beznadzieje, tak szczelnie zamknięte w rozpaczy, bólu, tęsknocie, chciałyby, wciąż być, się zachować, wnieść, roznieść, rozbić, ugruntować, w jeszcze jednym ciele, zmuszonym do histerycznej rozpaczy, do straty, tej całej ludzkiej naiwności. To tak zstąpi, pomału, tak niewiele pragnie, tak w rzeczach prostych się uchodzi, tak podobnie po ludzku, tak inaczej nie całkiem dosłownie, zmyśli to, to owo, które jeszcze gdzieś usycha, które trzeba pobudzić, uszczelnić z pragnień. Już ten zmysł, już samo to, tak trudno dochować, wciąż się zniekształca jeszcze bardziej błądzi, jeszcze bardziej kluczy, w tych niedorzecznych przesłaniach, z których trudno odczytać, z których nic nie wynika, są stworzone do czego innego, i pójdą i się spełnią, i myślą, uśmiechem, i nie na daremno, znów wszystko powoli.

Wersje wiersza


 
KOMENTARZE