Lekcyja siódma

0.0/5 | 0


Nie małąś łaskę ze mną uczyniła,
żeś sama słów mych słuchać pozwoliła,
Zosieńku moja, bo teraz trzeciemu
szkoda się zwierzać, by napewniejszemu.
Baczysz to, że cię prawdziwie miłuję,
żeć ani zdrowia swego nie żałuję.
Toż mi o tobie Basia powiadała,
żeś nad mnie nigdy milszego nie miała,
acz okrom tego znam to sam po tobie,
żem z ciebie zjednał przyjaciela sobie:
nie tylko nigdy przede mną nie stronisz,
ale i dotknąć rączki swej nie bronisz;
a jeśli czasem, gdy cię pocałuję,
rzkomo się gniewasz, prawie dobrze czuję,
że zwyczajowi folgujesz dawnemu,
nie przyrodzeniu abo chceniu swemu.
Jednak, chociajże te uciechy wszytkié
mają swe wczasy, mają swe pożytki,
przecię wżdy na tym serce nie przestaje,
chcąc czegoś więcej, znak nam jawny daje,
iże w miłości jest coś tajemnego,
więcej daleko nad to smaczniejszego.
Czemuż Zosieńku, póki w młodym wieku,
chce się zażywać rozkoszy człowieku,
a my dzień po dniu dalej odkładamy,
a tego dobra już nie zażywamy?
Zażyjmy, przebóg, bo starość nadchodzi,
która nam wszytkę dobrą myśl przeszkodzi!



 
KOMENTARZE