Lekcyja wtóra

0.0/5 | 0


Pókim nie myślił o żadnej miłości,
póki mi nie gryzł ten skryty mól kości,
chocia-m też czasem widział co pięknego,
nie tknęło się to namniej serca mego.
A jako skoro pod chorągiew swoję
waleczna Wenus wzięła imię moje,
nigdy me oczy pokoju nie mają,
ilekroć na twarz nadobną patrzają,
dziwną uciechę z wejrzenia samego
zawsze podając do serca głodnego.
Między inszymi z panieńskiej gromady
zapatrują się na Zosieńkę rady,
która mi w serce tak się wkorzeniła,
że mi nad zdrowie moje barziej miła.
Więc nie wiem, co mi dalej czynić trzeba:
czy-li ratunku tylko czekać z nieba,
czy-li przyłożyć starania pilnego,
chcę-li dostąpić skarbu tak drogiego?
człowiek k temu wychowany
w wszelakim wczasie, przetoż takie rany
od tegoż łuczku snadnie odnieść może,
jakieś mi zadał, nieuchronny boże.
A choć już zgoła inaczej nie tuszę,
jedno że czołem uderzyć jej muszę,
przecię to będzie natrudniejsza na mię
pokazać jakie swej miłości znamię.
Taić nie mogę, mówić nie wiem jako,
i stąd, i z owąd próbuję wszelako.
Przysięść się nie śmiem, żeby usłyszała
wzdychanie moje; wżdy by mię spytała,
co mię dolega, a snadź by ratunku
nie odmówiła w tym moim frasunku.
Już też na świecie szczyrzy przyjaciele
dawno pomarli, nie masz komu śmiele
mógłbyś się zwierzyć przypadku swojego
i szukać zdrowej porady u niego.
Próżno to, przydzie raz sobie odważyć,
a w tym rosole dłużej się nie smażyć:
dobry mistrz Amor, dawno zwyczajony,
nauczy mówić język nie ćwiczony.



 
KOMENTARZE