Lutnia Jana Kochanowskiego wielkiego poety polskiego

0.0/5 | 0


Powiedz, spłodzona w Czarnym, córko, Lesie,
Gdzie Bóg myśli twe i z nadzieją niesie?
Jako kochanka w krętym bluszczu twego
Skryła Atropos do lochu ciemnego?

Skryła, lecz sława na dwurogim wierzchu
Nie zna przy zdroju Pegazowym zmierzchu
I tuszy Muzom, że przy jego grobie
Helikon nowy ubudują sobie!

To ja, a ona tak mi na to rzecze:
Pierwej do Pontu Dunaj dnem uciecze
I Wiślnym grzbietem ustaną komiegi;
Pierwej w gorącym Lwie upadną śniegi,

Niźli kto nadeń w me strony łagodniej
Uderzy i wiersz na świat poda godniej;
A woskiem skrzydła ten przylepi, który
Chce bystrym piórem donieść jego góry!

Trzy panie, co im wdzięczność imię dała,
I Pallas jeszcze więtszego nie znała;
Bądź kto poważnym bawi rytmem uszy,
Bądź sztucznym żartem i okrągłym ruszy.

Kto u nas kiedy słowieńskimi słowy
Doszedł tak blisko arfy Dawidowej?
Milczę nóg kozich i głowy rogatej
Leśnego boga, lecz mowy bogatej!

A Antenora i wieszczkę trojańską,
Której Sofokles na scenę pogańską
Wprowadził kiedy żałośniej i snadniej?
Ja nie wiem, i ty równego mu zgadniej!

Komu nie pójdą z oczu zaś strumienie,
Kiedy ojcowskiej miłości płomienie
Nad lichą trunną córeczki wyraził?
W tym szranku (wierz mi) serce drugim skaził!

Na duńskim dworze kto nie wie stoczonych
Bitew, i mężów z kości utoczonych?
Gdzie z mądrej onej panieńskiej przestrogi,
Już, już zwycięzcy Fiedur dał met srogi!

Kto przyniósł u nas gwiazdy Aratowe
Na polskie niebo i Tryjony owe,
Co je Bootes wkoło osi pędzi,
A nie ukroczy od niej i na piędzi?

A kto płód inszy obfity policzy,
Osadę piękną sarmackiej ulicy:
Proporce, wojny i pary złączone,
Pociechy w smętku, wymowne, uczone?

Śpiewał-li syren, płakał-li Nijobe,
Podobny tak głos uprządł on więc sobie,
Że i Amfijon nie tak zabrzmiał, ani
Orteus tak w smętnym szukał dźwięku pani!

Nie widząc tedy równej mu gospody,
Ustały, me z nim elegi i ody;
Tren tylko po nim w głuchej kniei śpiewam,
A co wiersz, to je łzami ja oblewam!

A jeśli pytasz: czyjego podwoją
Dochodzi podczas Polymnija moja?
Tak wiedz, że wnuki minąwszy Lechowe,
Obrałam doma goście raczej nowe!

Co, goście, mówię? Polaka wymową,
Co rószczką obwiódł skroń niemniej mirtową;
Chcesz? Jaśnie-ć powiem, acz wasza sromota:
W pojśrzodku Polski przystałam do Szkota.



 
KOMENTARZE