Wiersze i bajki dla dzieci w różnym wieku

Grupa utworzona w celu podzielenia się swoimi, autorskimi tekstami (niekoniecznie pisanymi wierszem), przeznaczonymi dla dzieci w różnym wieku.

Zapraszam zatem wszystkich do czynnego udziału w publikowaniu swoich pomysłów, wzbogacających grupę.


Pracowite zabawy

2018-02-21, bronmus45

***
Z chmurki dzisiaj nocą spadły płatki śniegu
- podwórko już białe, więc razem z kolegą
ulepimy sobie ślicznego bałwana.
Wzięliśmy się za to już z samego rana
- wtedy po śniadaniu mamy wiele siły.
*
Do lepienia bałwanków także przystąpiły
dzieciaki z innych domów, więc rywalizacja.
Kto ładniejszego ulepi, tego będzie racja
by go obwołać królem na naszej ulicy.
*
Chyłkiem nam pomagają starsi domownicy
którzy podpowiadają, jak go pięknym zrobić.
A więc marchew miast nosa trzeba przysposobić,
węgielki w miejsce oczu też wkleić należy,
no i zamiast guzików. Na głowę przymierzyć
stary kapelusz dziadka, lub słomkowy - z lata.
*
Z boku winna mu sterczeć chociażby łopata,
- bałwanek mieć musi czymś pracować w nocy,
gdy kolejnym śniegiem zima go zaskoczy.
Ładną będzie też miotła - taki drapak stary
- to już z drugiego boku, by było do pary
na wszelką okoliczność, gdy przyjdzie zamiatać.
*
Bałwanek już gotowy. Jaka więc zapłata
czeka na budowniczych w postaci nagrody?
Mnie by posmakowały wszelakie jagody
zapieczone w bułeczkach. Do tego kakao
(lecz takie "bez kożuszka") tu by się przydało,
aby rozgrzać po pracy zmarzniętych dzieciaków.
*
Tak kończę mą opowieść. Jeszcze kilka znaków
by ogłosić zwycięzcę pośród budowniczych.
*
Wygrali dzisiaj wszyscy, bo sam fakt się liczy
przystąpienia do pracy, co była zabawą.
*
Dziękuję za uwagę. Czy będzie łaskawą?
*


 
COMMENTS


Między morzem a niebem


Zacznę od tego, że to był wspaniały, słoneczny dzień. Chmury pląsały po niebie, wysyłając przyjazne spojrzenia. Drzewa szumiały radośnie nucąc piosenkę o tajemniczych wydarzeniach, które miały nadejść. Wydawały się takie potężne i bardziej zielone niż zwykle. Liście swą delikatnością wystukiwały łagodną muzykę, która drżała w uszach jak aksamit. Przywoływała we wspomnieniach najpiękniejsze obrazy, tak bliskie i jednocześnie odległe.

Na rozdrożu żółto – zielonych dróg
Uśmiech i miłość pod rękę wędrują
Do domu mego zajrzeli przez próg
Zagościli na dobre i szczęście szykują

Słodyczy smak, dziecięcy gwar
Beztroska zupełnie niewinna
Cudna każda sekunda jak czar
Zniknąć już nigdy nie powinna
Ale…….

Nie posłuchała. Jak motyl gna
I tylko czasem w obrazie powraca
Jej dłoń, jej słowo, które mnie zna
Wspomnienie w smutek obraca

Na rozdrożu żółto – zielonych dróg
Uśmiech i miłość pod rękę wędrują
Matczyny uśmiech w sercu malują
Wspomnienia składają u mych nóg.
Piotrek wyglądając przez okno swego domu, wsłuchiwał się w melodię drzew, zastygał w myślach i wędrował. To była wędrówka po zakamarkach własnych uczuć. Widział w nich matkę, która odeszła i wrócić już nie mogła. Tęsknił, marzył i pragnął, by choć na chwilę poczuć ciepło matczynych ramion.
Trwał tak przez chwilę w zamyśleniu, aż nagle na jego głowę spadła chusta. Przymknął oczy i wtem zobaczył jaśniejące iskierki słoneczne, które wcale nie oślepiały.
- Jej co się dzieje? Czy to głupi żart? – zastanawiał się zdumiony chłopiec.
Ale to było bardzo przyjemne. Poczuł, jak jakaś dziwna siła unosi go w górę. Zaczęło mu wirować przed oczami, zdjął chustę z oczu, ale zauważył tylko jasny pył, który oświetlał wszystko dookoła. Pięknie pachniał, błyszczał w promieniach słonecznych, aż nagle świat zaczął przybierać konkretne kontury. Piotrek znalazł się na otwartym morzu, a właściwie na łodzi, na której znajdował się stary marynarz.
- Kim jesteś ? zapytał chłopiec.
- Zwą mnie Rewik. Bardzo dobrze cię znam, syreny co dzień śpiewają o twym smutku.
- Skąd mnie znacie?
- My tu znamy wszystkich, którym leży coś na sercu. Opiekujemy się nimi.
- Jesteście Aniołami?
- Coś w tym rodzaju – łagodnie uśmiechnął się stary.
W tym momencie syreny morskie wypłynęły z morza. Pięknie się ukłoniły i zaprosiły Piotrusia do swego podwodnego królestwa.
- Ale ja nie potrafię pływać ani nurkować – wydukał przestraszony chłopiec.
- To nic, zaufaj nam. Nabierz powietrza, zamknij oczy …..
Znienacka błękit objął całego chłopca, fale utworzyły korytarz, przez który szedł do innego świata. Schodził coraz niżej i niżej, aż w końcu znalazł się na samym dnie. Początkowo był przestraszony, ale po chwili z góry pojawiły się promienie tęczowe, które dodawały otuchy. Były piękne, składały się z różnych kolorów. A każdy kolor miał swa odrębną historię.
- To losy ludzi zapisane w szczelinach tęczy – powiedziała syrena.
- Jak ci na imię piękna damo?
- Luinesa. Chodź pokażę ci nasze królestwo.
Jak się okazało mieszkali tu ludzie, którzy zmagali się z jakimś problemem. To była ich chwila, ich czas, aby wszystko sobie przemyśleć i uporządkować. Było tam ciemno i dość chłodno, wszędzie pływały syreny, czekały na znak od ludzi, aby im pomóc, wesprzeć na duchu. W muszlach kłębiły się sekrety ludzkie, które jeśli stawały się dobrymi marzeniami, wówczas przeradzały się w perłę.
Od czasu do czasu słoneczko zaglądało do wnętrza tego przedziwnego świata, przypominając o tym, że na górze czekają na nich inni ludzie, nasze codzienne sprawy, obowiązki, ale i uciechy.
Wszystko tu było takie spokojne i powolne. Czas wcale nie gonił, nikt się nie śpieszył, nawet nikt nie posiadał zegarka. Nagle na piasku zarysował się kontur twarzy kobiety. Piotrek podpłynął i zdumiały zauważył, że to kobieta najbliższa jego sercu – jego mama. Wyciągnął ręce, by choć dotknąć tę twarz, ale ona nagle zniknęła.
- Znów jej nie ma! Wyszeptał cichutko chłopiec.
- Piotrusiu to twój ból, z którym musisz się zmierzyć, inaczej nie będziesz mógł normalnie żyć – rzekła Luinesa.
- Chcę wrócić do domu ! – wykrzyczał chłopiec zupełnie wzruszony i jednocześnie czerwony z wściekłości.
- Dobrze, tu jest plan drogi powrotnej – syrena podała Piotrkowi butelkę.
Ten szybko wyciągnął mapę i nie żegnając się wyruszył w drogę powrotną. Legenda wskazywała, że musi kierować się na północ. Jest tylko jeden problem, jak bez kompasu wybrać odpowiedni kierunek? Zrezygnowany i zasmucony usiadł na kamieniu. Był już tym wszystkim bardzo znużony. Wtem promyk oświetlił jego mokre od łez oczy. Popatrzył w górę i zaczęło mu świtać w głowie, że przecież mech na kamieniu wskaże mu drogę. Rzeczywiście mech był i to dość solidny. Od razu pomyślał, że warto było czasami słuchać, co mówi pani na lekcji przyrody. Zerwał się z kamienia i ruszył w północną stronę królestwa. Szedł tak bardzo długo, do momentu aż zmęczony przysiadł na złotym piasku. Po pewnym czasie spostrzegł dziewczynkę, mniej więcej w swoim wieku. Miała śliczne blond włosy zaczesane w warkocze, policzki jej były rumiane, a usta pełne i błękitno – różowe. Ale oczy jej błyszczały zniechęceniem i żalem.
- Dzień dobry, mam na imię Piotrek, czy mogę spytać o powód twego smutku?
- Przez wiele tygodni szlifowałam muszlę dla swego marzenia, była już prawie gotowa, aż tu nagle wielkie wiry uderzając nią o kamień, doszczętnie ją zniszczyły. Nic mi już nie pozostało!
- Nie mów tak, pomogę ci ją skleić.
- E pleciesz głupoty, to jest niewykonalne! Nikt jeszcze do tej pory tego nie dokonał. Jeśli muszla uległa zepsuciu, wszelkie marzenia również runęły
W tej chwili Piotrek przypomniał sobie jak niejednokrotnie sklejał rozbity wazon mamy, szklaną półkę w szkole, czy też porcelanowe figurki babci.
- Nic się nie martw, pomogę ci.
Jak powiedział, tak zrobił. Pracował w pocie czoła. W tym celu zaprzyjaźnił się z konikami morskimi, od których pozyskał magiczny klej. Ale nie to było najważniejsze. Liczyły się chęci i nadzieja, że wszystko się uda. Fakt, było to bardzo trudne zadanie, bo wymagało precyzji. Każdy kawałeczek był jak drobinka, która zgubiła się od swej dużej części. W tym czasie dzieci zaprzyjaźniły się ze sobą. Poznały tajemnice swych serc. A każda historia była równie wyjątkowa, piękna i bolesna.
Alicja nigdy nie poznała swych prawdziwych rodziców. Poszukiwała ich w swych snach, pragnieniach. Często marzyła o wspólnym życiu, w którym w końcu mogłaby być zwykłą dziewczynką – kochaną przez rodzinę. Piotrek domyślił się, że jej marzenie to pragnienie odnalezienia rodziców, dlatego tym goręcej pomagał jej w poskładaniu muszli. Dużo rozmawiali, okazało się, że mają wiele wspólnych zainteresowań – uwielbiają konie i górskie podróże. Obiecali sobie, że jak tylko odnajdą swe prawdziwe domy, wybiorą się w podróż życia. Dzieci obserwowały całe podwodne królestwo, to jak zmieniało się wraz z odwiedzinami promieni słonecznych, porami roku, czy też fazami księżyca.
- Bingo! Wykrzyknął Piotrek pochylony nad muszlą. Udało się!!
- Ojej, jest jeszcze piękniejsza niż była – rzekła Alicja.
- Twoje marzenie zostało uratowane. Teraz możesz zanieść je na ląd i rozpocząć poszukiwania.
- Nie, to już nie ważne. Przemyślałam wiele spraw. Teraz moje marzenie jest o wiele piękniejsze, zobacz jak muszla się błyszczy.
- A możesz mi je zdradzić Alu?
- Nie chodzi już o mnie, ale o wszystkie biedne dzieci. Pragnę, aby każde z nich było kochane.
- To piękne co mówisz.
W tej chwili do wody padł promień tęczowy. Rozświetlił całe morskie królestwo. Piotrek zrozumiał, że zapisała się gdzieś historia ludzka, spełniło się czyjeś marzenie.
Chłopiec pożegnał się z Alicją, przyrzekając sobie, że jeszcze się spotkają. Wyciągnął mapę, teraz musiał kierować się w głąb oceanu. Poszedł przed siebie, aż w końcu zauważył przepaść. Chwilę się zastanowił, po czym zrzucił się z niej w czeluści. Gdy stanął już na nogi poczuł lekki przerażanie, ale intuicja nakazywała mu się nie bać i podążać dalej. Poczuł się bardzo zmęczony. Położył się pod głazem i usnął. Spał bardzo długo, do momentu, gdy obudziło go czyjeś szlochanie. To był młody człowiek, mężczyzna w sile wieku. Piotrkowi wydawało się, że już go gdzieś widział, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.
- Czy mogę Ci jakoś pomóc?
- Nie możesz – odparł mężczyzna.
- Powiedz przynajmniej co się stało.
- Mi nikt nie jest w stanie już pomóc!
Piotrek nie nalegał. Usiadł na kamieniu i zaczął rozmyślać o drodze, którą musi jeszcze przemierzyć. Wtem mężczyzna nabrawszy zaufania, pokazał chłopcu stare fotografie, które były podpalone i dość zniszczone.
- To chłopcze pozostało mi z mojego majątku. Nic więcej.
- A co się stało?
- Pewnego dnia w moim domu wybuchł przerażający pożar. Z mego domu nie pozostało nic, prócz tych kilku fotografii mojej rodziny. Nie ma już żadnej nadziei. Po tym wszystkim postanowiłem tu zamieszkać. Już nigdy nie wyjdę na ląd.
- Przywrócę twój uśmiech.
- Ale jak?
- Zaufaj mi, cos wymyślę.
Piotrek rozmyślał długo, jak pomóc mężczyźnie. W końcu wpadł na pomysł. Na fotografii zauważył wiele roześmianych i miłych twarzy. To były osoby najbliższe sercu tego biedaka. Chłopiec miał pewien sen, że promienie słońca pokażą mu drogę. Czekał wiele chwil, aż rozwiązanie samo przyszło. Wiedział, że musi czekać na słońce. Kiedy nadeszła ta chwila przyprowadził mężczyznę. Nagle, na piasku pokazał się kontur twarzy dwóch osób. Mieli bardzo łagodne oczy, pełne miłości i zrozumienia. Uśmiechały się do biednego mężczyzny, w którym zaszła jakaś zmiana. Jego smutne oczy zmieniły się na bardziej roześmiane, iskrzyły kolorami, były po prostu piękniejsze. Okazało się że muszla mężczyzny jest już gotowa i chowa w sobie piękne marzenie o miłości. Wszyscy zrozumieli, iż marzenie to jest na wyciągnięcie ręki, jest tuż tuż.
Nasz bohater w tej chwili doznał olśnienia. Rozpoznał w twarzy mężczyzny, twarz marynarza Luinesa. Pyłek tęczowy rozprysł się na tafli wody zapisując kolejną historie ludzką. Okazało się, że Luis wydostawszy się na ląd został marynarzem i od tej chwili zaczął pomagać innym ludziom. Stary na pożegnanie zostawił list dla Piotrka, w którym zawarte były ważne słowa, płynące z głębi serca i duszy : Drogi Piotrku, pamiętaj, że czasami trzeba odbić się od dna, aby wypłynąć na powierzchnię i poczuć się wreszcie szczęśliwym.”
Piotrek domyślił się, że ostatnia droga prowadzi właśnie przez tę historię – „ odbić się od dna”. Te słowa jak bumerang powracały w myślach chłopca. No i się zadziało. Piotrek z całych sił odbił się od najniższego punktu podwodnego. Jak sprężyna zakręcił się i wybił do góry. Po drodze wspomnienia przewijały się jak taśma filmowa. Widział w nich swój dom, w którym był taki szczęśliwy z mamą. Łąka pełna kwiatów, śpiew kwiatów i szum drzew. To wszystko było piękne lecz i bolesne, bo nie mogło powrócić. W końcu wybił się na powierzchnię, wydostał się z podwodnego świata. Wdrapał się na łódź, zdążył przywitać się z Luinesem, gdy znów ta sama chusta spadła mu na głowę. Poczuł się wspaniale, tajemniczo. Złoty pyłek uniósł go w przestrzeń. Czuł jak unosi się do góry, wciąż wyżej i wyżej. Nagle milutko wylądował na czymś puchowym i słodziutkim jak wata cukrowa. Odsłonił oczy i zauważył, że siedzi na błękitnej chmurce. Popłynął na niej przed siebie. Wędrował przez niebieskie przestworza.
- Witam cię słoneczko – pokłonił się nisko Piotrek
- Witam, proszę usiądź na mych promieniach, pokażę ci cały świat. Z tej perspektywy wszystko lepiej widać.
Chłopiec skorzystał z zaproszenia. Mógł oglądać ziemię. Była wielka, kolorowa i naprawdę piękna. Gdy słońce oświetliło dane miejsce, pojawiało się jak aktor na scenie. Było dobrze widoczne. Piotrek chwycił lunetę i obserwował co będzie się dalej działo. Nagle zaświszczało, zadrżało, a z nieba zaczął sypać magiczny pył. Zrobiło się dziwnie jasno, ale całkiem przyjemnie i tajemniczo. Luneta wysunęła się na dwa metry, a magiczne jej oko, zachęcało miłym spojrzeniem do oglądania świata. Najpierw pojawił się kosmos w całej swej okazałości – potężny i niezbadany. W końcu kula ziemska obróciła się ze dwa razy i zatrzymała na Azji, a ostrość urządzenia ustawiło się na Jezioro Karakul w Tadżykistanie.
- Pięknie prawda? To miejsce skrada w sobie ciekawą historię. Proszę, zejdź, tu odbierzesz swą kolejna naukę.
W tej chwili słońce zrzuciło złotą pajęczynę utkaną z cienkich promieni. Piotrek ostrożnie zszedł po cieplutkich szczebelkach, które dodawały mu otuchy i przedziwnej siły wewnętrznej. W ty momencie czuł, że może wszystko. Niebo przeglądało się w tafli jeziora, a góry ubrane w białe szaty przyjacielsko pozdrawiały chłopca głośnym echem:
- Witaj w naszej krainie, gdzie wszelkie marzenia się spełniają.
Wtem biały jelonek podbiegł do niego i zaprosił do wspólnej wędrówki w góry.
Szli parę godzin, podziwiając zielone szlaki, przyobleczone bujno - zieloną trawą i kolorowymi kwiatami w różnych kształtach. Na samym szczycie znajdowały się przedziwne namioty. W każdym z nich mieszkało inne szczęście. Najpierw weszli do pierwszego.
Tam spotkał mrówkę Emilianę, która pracowała w pocie czoła. Była bardzo sprytna i silna. Praca była sensem jej życia. Dawała wiele radość, bo dzięki niej czuła się potrzebna.
- Zapraszam Cię przybyszu do mego domu. Co cię tu sprowadza?
- Powiedz mi proszę jaka jest recepta na szczęście?
Mrówka Emiliana zakręciła czułkami, wzniosła się na swych chudych łapkach i rzekła poważnie:
- Chodź za mną, pokażę ci efekt mej pracy.
Piotrek z zaciekawieniem podążył za Emilianą. Droga prowadziła korytarzami podziemnymi. Same przejścia robiły już na chłopcu ogromne wrażenie. Były skrupulatnie wykonane, a na piaszczystych ścianach znajdowały się wizerunki innych mrówek.
- To moi przodkowie – z dumą powiedziała Emiliana.
- Na tym portrecie jest moja babcia Erora.
Była to mrówka dość spora, z ogromnymi i długimi czułkami. Jedno oko miała fioletowe, drugie natomiast zielone. Uśmiechała się bardzo przyjaźnie, gdyż jej duże mrówkowe usta – pięknie lśniły w słońcu.
- Tu jest mój dziadek, który oddał swe życie za nasz pałac. Zginął podczas walki z klanem Mrowiego Eda, który chciał odebrać nam nasz dom.
Gdy Piotrek poznał już większość przodków Emiliany, ruszyli dalej. Widoki były coraz piękniejsze. Korytarze lśniły perłowym pyłem, a firmamenty stanowiła najprawdziwsza tęcza.
W końcu doszli do pałacu. Był ogromny, a w środku przewijało się tysiące innych mrówek. Po środku znajdował się diament, który bił blaskiem po oczach. Nie da się tego opisać, był to przepiękny widok, który zapierał dech w piersiach. W klejnocie tym dopatrzeć się można było miliona barw o wielu odcieniach. Kolory te zlewały się i tworzyły coś w rodzaju tęczowego deszczu. Było to widowisko miłe nie tylko dla oczu, ale i serca.
- To jest nasza królowa, dla niej pracujemy i się staramy – odparła Emiliana.
- Czy jesteś szczęśliwa? Zapytał Piotrek. Choć domyślał się odpowiedzi na to pytanie.
- Oczywiście. To jest sens mojego życia. Kocham i jestem kochana, czego mi więcej?
Piotrek poznał smak pierwszego szczęścia, które niesie sens życia. Bo ważne jest, aby coś robić i starać się, ale trzeba też mieć dla kogo.
Chłopiec wyruszył dalej, bowiem wiedział, że nie wszystko jeszcze poznał. Czekały na niego kolejne namioty. Pożegnał się z Emilianą i przyrzekł jej, iż będzie wypatrywał swego własnego szczęścia. Zapadał zmrok, gdy Piotrek wyruszył w kolejną wędrówkę. Księżyc świecił bardzo nisko, oświetlając mu drogę. Zrobiło się bardzo zimno, ale wówczas dotknęła go srebrna ręka księżyca, otulając go ciepłym płaszczem mieniącego się tysiącami gwiazd. Nagle blask padł na pewien namiot, który był trochę dziwaczny. Kształtem przypominał wielki melon, na którym zawisły różnobarwne kokardki.
- Pewnie dziwi cię mój dom? – odezwał się nagle dziewczęcy głos.
- Nie, ale zachwyca mnie paleta barw twoich wstążek, które powiewając na wietrze, mieszają się ze sobą i sprawiają wrażenie jakby tańczyły ze sobą.
- Każda barwa to moje uczucie. Gdy tylko pojawia się ciemny kolor, natychmiast błękit i róż przykrywają go.
- Zdradzisz mi tę tajemnicę?
- Dobrze, ale musisz wejść do środka mego domu.
I tak też się stało. Nagle w jasnym świetle Piotrek ujrzał twarz swojej nowej towarzyszki. Była okrągła niczym księżyc w pełni. Ale otaczała ją piękna aura, bogata w piękne kolory. To wszystko sprawiało, że najpierw widziano jej okrągłe kształty, ale po chwili stawała się piękna i jaśniała niewyobrażalnie pięknym blaskiem.
- Pewnego dnia szłam parkiem – zaczęła swą historię Wiktoria.
Zmęczona usiadłam na ławce. Byłam trochę smutna, bo brakowało mi przyjaciół. Wszyscy dostrzegali tylko mą tuszę a nikt nawet nie spytał czym się interesuję, co lubię robić i jak spędzam wolny czas. Kiedy tak rozmyślałam, podeszła do mnie uśmiechnięta staruszka, która rzekła do mnie te oto słowa :
- „ Nie pozwól nikomu zniszczyć twego prawdziwego wnętrza. Kochasz przyrodę i świat. Pomagasz zwierzętom – to jest ważne. Masz tyle miłości w sobie, że byłabyś w stanie otulić nią całą kulę ziemską. Jesteś piękna. Bądź sobą!”
- Od tego momentu postanowiłam być szczęśliwą, to znaczy po prostu być sobą. Gdy nadszedł czas, promienie słoneczne zaprosiły mnie do wędrówki, do świata, w którym mieszka tylko radość i szczęście.
Piotrek zobaczył w namiocie Wiktorii wiele zwierząt : kaczek, wiewiórek, kotów… Były chore i potrzebowały pomocy, a najbardziej wsparcia i ciepłego uczucia. Po pewnym czasie, dzięki miłości stawały na własne nogi i były zupełnie w dobrej formie.. Miłość czyni cuda! Zwierzaki otaczały miłością swoją małą panią. Ona była potrzebna im, a one jej. To sprawiało, że wszystko nabierało sensu. Uczucie dawane ze szczerym sercem, staje się perłą i zachwyca.
Nasz bohater wyruszył w dalszą podróż. Widoki były coraz cudowniejsze. Spostrzegł wodospad, nad którym roztaczała się przepiękna tęcza. Szum spadającej wody działał relaksująco. Tym bardziej, że w około latały przyobleczone tysiącami barw – kolibry. Śpiewały wspaniale. To był miód dla duszy i serca. Dalej znajdowały się łąki pełne różnych kwiatów. Wszystko przypominało raj, o którym ludzie dawno zapomnieli. Piotrek po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się szczęśliwy. Ogarnęło go przeświadczenie, że jeszcze wszystko jakoś się poukłada, a on szczęście zachowa na zawsze.
Gdy tak upajał się cudowną chwilą, zauważył żabę podążającą do stawu. Obserwował ją dłuższą chwilę. Nie miała jednej łapki, co bardzo utrudniało jej poruszanie się. Ale to nie to, zwróciło uwagę Piotrka. Mimo wielkiego wysiłku podczas poruszania się, żaba nie traciła uśmiechu z pyszczka. Wydawała się spokojna.
- Dzień dobry chłopcze – przywitała się przyjaźnie.
- Witam cię, czy mogę ci jakoś pomóc? Może zaniosę cię do stawu?
- Ale po co?
- Tak będzie szybciej.
- Ale mi się nie śpieszy. To, że przeniesiesz mnie na swych rękach, nie nauczy mnie dawania sobie rady w trudnej sytuacji.
- No dobrze, jak chcesz – odparł trochę poirytowany Piotrek.
- Widzę, że obserwujesz mnie od jakiegoś czasu, zdradź mi powód.
- zastanawiam się dlaczego nie tracisz uśmiechu mimo bólu ?
- Chodź, pokażę ci coś.
Żaba i Piotrek poszli w kierunku stawu, aż pod samą górę. Na jej szczycie znajdował się kolejny namiot. Chłopiec zrozumiał , że znów ujrzy coś nadzwyczajnego i pouczającego. I miał rację. Namiot najpierw był czarny, po czym przerażająca czerń przechodziła w jasnozielony – kolor pełen spokoju i optymizmu. Gdy się na niego patrzyło – przychodziła otucha. W jego wnętrzu mieszkały żaby – ale nie takie zwyczajne, lecz wyjątkowe. Jedna nie miała oka, druga się jąkała, trzecia była przygłucha. Ale żadna z nich nie martwiła się. One bowiem nawzajem się wspierały.
- Wiesz jak to się nazywa ? Zapytała żaba Mania.
- No nie bardzo – odparł zdziwiony Piotrek.
- Otóż w naszym domu panuje AJEIDZAN. Idź i jeszcze raz obejrzyj namiot.
Chłopiec zrobił to, o co został poproszony. Wytężył oczy iiiiiiiiii Zauważył, że na szczycie namiotu powiewa flaga o barwie pięknej zieleni i napisem – AJEIDZIAN.
- Posłuchaj – rozpoczęła Mania, AJEIDZIAM czytane wspak oznacz nadzieja, a zieleń to kolor symbolizujący właśnie nadzieję. To nasze szczęście, wierzymy i to się spełnia. Bo jeśli w coś bardzo się wierzy to, to się spełnia. Ja nie mam łapki, ale wierzę, że ona odrośnie, więc po co mam się zamartwiać?
Piotrek zaczynał rozumieć już wszystko. To była gotowa recepta na szczęście. Dodatkowo, gdy się schylił pod swymi stopami znalazł czterolistną koniczynę. Na pierwszym listku napisane było: praca i cel, na drugim akceptacja siebie i swoich pasji, na trzecim – NADZIEJA. A co z czwartym?
- Piotrusiu, to jest twoje miejsce. Sam musisz je zapisać – poradziła mu znajoma Żaba.
Chłopiec już wiedział co tam będzie, a czy Ty – młody czytelniku wiesz?
Piotrek zabrawszy koniczynę, wyruszył w długą drogę do swego domu. Tu było pięknie i wiele się nauczył, ale jego dom był zupełnie gdzieś indziej. Słońce podczas wędrówki śpiewało mu piękną piosenkę, która stała się jego recepta na szczęście :

Gdy chmury słońce przykryją
I szarość w twym sercu zagości
Deszczyk niech łezki szybko obmyją
A z twarzy – tę minę srogości.

Ty wybierz się w podróż daleką
Poznawaj smak życia i radości
Marzenia niech losy powleką
Daleko poniosą w świat miłości

I w tedy poznasz receptę na szczęście
Wystarczy uszy i serce szeroko otworzyć
Dla jednych praca, cel życia i wreszcie…
Nadzieja, co radość może przysporzyć

Dlatego swą koniczynę w dłoń weź
I kochaj w życiu co tylko chcesz
Rób wszystko byle radość ci dawało
I nie poddawaj się, gdy coś cię złamało
Prowadź swój okręt po sztormach losu
Nadzieję postaw na maszt i unikaj ciosu
Koloruj każdy swój dzień jasnymi pastelami
Idź do przodu i twórz świat dobrymi słowami
Dlatego swą koniczynę w dłoń weź
I kochaj w życiu co tylko chcesz!