Do kraju tego…
Kiedyś powrócę do Ojczyzny chleba,
pod strzechę matki, nad Wisłę,
do pól pszenicznych i kraju Chopina.
Wciąż o tym myślę.
Tam pola zielne i łąki kwieciste
i dziecię zdrowo swawoli.
W herbarium maków wieczory gwieździste
lśnią w aureoli.
Kolebka Lacha męstwem wywalczona,
korzenie moje wydała.
Gdy byłam dzieckiem – w Jordanie ochrzczona,
smak krwi poznałam.
Orient mnie mamił, zachwycał innością
– pałac Burbonów, Notre-Dame.
Szczerbiec piastowski pochwycam z godnością,
polskości znamię.
Ziemia praprzodków osłodzi tęsknotę
chlebem powszednim z ziarnem lnu.
Choć czuję niemoc, kamienną Golgotę,
Ona źródłem snu.
A gdy już zawitam nad chabrowe brzegi
i będę dzierżyć dwa miecze,
dziurawe trampki założę w przedbiegi
– banicję zwieńczę.
Dzwon Zygmuntowski po trzykroć zabije,
złociste łany zaszumią,
nomadzka dusza do portu dobije,
Exodus tłumiąc.
Kasia Dominik
pod strzechę matki, nad Wisłę,
do pól pszenicznych i kraju Chopina.
Wciąż o tym myślę.
Tam pola zielne i łąki kwieciste
i dziecię zdrowo swawoli.
W herbarium maków wieczory gwieździste
lśnią w aureoli.
Kolebka Lacha męstwem wywalczona,
korzenie moje wydała.
Gdy byłam dzieckiem – w Jordanie ochrzczona,
smak krwi poznałam.
Orient mnie mamił, zachwycał innością
– pałac Burbonów, Notre-Dame.
Szczerbiec piastowski pochwycam z godnością,
polskości znamię.
Ziemia praprzodków osłodzi tęsknotę
chlebem powszednim z ziarnem lnu.
Choć czuję niemoc, kamienną Golgotę,
Ona źródłem snu.
A gdy już zawitam nad chabrowe brzegi
i będę dzierżyć dwa miecze,
dziurawe trampki założę w przedbiegi
– banicję zwieńczę.
Dzwon Zygmuntowski po trzykroć zabije,
złociste łany zaszumią,
nomadzka dusza do portu dobije,
Exodus tłumiąc.
Kasia Dominik
My rating
My rating
My rating