Cierpienie dnia powszedniego
Jakże kruche bywają słowa
obietnice jak studnia bez dna
spojrzenia nabrzmiałe cierpieniem
w konwulsyjnych bólach
Samorodny patent na szczęście
traci dar przebudzenia gdy
kwadratura krzyża kaleczy sen
przepełniony ułomnością życia
Sekwencje niezagojonych ran
nieujętych w ramy sumienia
zbitego gradem grzechów
zbiera punkty karne obłędu
do czasu sądu ostatecznego
Ja – alternatywna w bezsile
topnieję z każdą chwilą
kiedy udręka coraz śmielsze
przybiera szaty łoża boleści
W granicach na wpół martwego ciała
czołgam się po krawędzi możliwości
aby wyrwać się z kieratu niemocy
i przełknąć twardą skórkę
razowego chleba
Dość Golgoty: niezasłużonej martwicy
już czas najwyższy zaufać na powrót
marzeniom obsianych na polach nadziei
które w snopach błogostanu zwiastują
słoneczny dzień
Kasia Dominik
obietnice jak studnia bez dna
spojrzenia nabrzmiałe cierpieniem
w konwulsyjnych bólach
Samorodny patent na szczęście
traci dar przebudzenia gdy
kwadratura krzyża kaleczy sen
przepełniony ułomnością życia
Sekwencje niezagojonych ran
nieujętych w ramy sumienia
zbitego gradem grzechów
zbiera punkty karne obłędu
do czasu sądu ostatecznego
Ja – alternatywna w bezsile
topnieję z każdą chwilą
kiedy udręka coraz śmielsze
przybiera szaty łoża boleści
W granicach na wpół martwego ciała
czołgam się po krawędzi możliwości
aby wyrwać się z kieratu niemocy
i przełknąć twardą skórkę
razowego chleba
Dość Golgoty: niezasłużonej martwicy
już czas najwyższy zaufać na powrót
marzeniom obsianych na polach nadziei
które w snopach błogostanu zwiastują
słoneczny dzień
Kasia Dominik
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating