REMINISCENCJE ZADUSZNE

0.0/5 | 0


REMINISCENCJE ZADUSZNE
- (fragment około poetyckiej prozy)

Odruchowo zerknąłem w jego stronę
nieco zwalniając kroku
może przez ten sugestywny grymas
na jego woskowej twarzy
zroszonej cekinami kropel potu

Szedł wolno, a raczej posuwiście człapał
mozolił kroki jakoś ociężale
wzdłuż kamiennej ciszy cmentarnego płotu
granicy miejsca pochówku zmurszałych uczuć
emocji i marzeń
niczym brzegiem morza martwego
pełnego klifów pamięci i niepamięci
abrazji wspomnień i zapomnień

Ot… spóźniony na życie przechodzień
o zmęczonym uśmiechu
i pokaleczoną laską w szorstkich dłoniach
przydługich, pogniecionych spodniach
wlókł się tą drogą
może powrotną do pustego domu
jak dreptak niepotrzebny nikomu
może…
bo wracał szlakiem latami stóp wydeptywanym
jak manekin wycyzelowany
w Madame Tussaud pracowniach
pomyślałem…
i chyba rozumiałem co czuje

Jakby przytłoczony splinem własnej historii
poczuciem doskwierającego bezsensu
bezimienny ktoś nikt
w zawiesinie osamotnienia
stąpał po coraz bardziej obcej mu ziemi
tajnym, tylko jemu znanym przejściem
… nie zauważał nawet
kasztanów bezwładnie spadających pod nogi
… a z każdym mozolnie stawianym krokiem
w natłoku innych myśli
z wiekiem coraz cichszych…
jakby bał się bym nie usłyszał
cedził pod nosem… pytanie

… Czemu nigdy nie widział
swej szczęśliwej gwiazdy ?
a tyle ich spada szczęściarzom
on zaś mógł przecież zostać astronomem
skoro… co dopiero niedawno zrozumiał
że dzieckiem przez całe życie być nie mógł

Dopiero teraz…
choć nawet przed sobą
długo nie chciał się do tego przyznać
zwolna wraca do lat dzieciństwa

Miał w oczach inne tęsknoty
i jakąś żałość, że tyle go ominęło
a mogło się wydarzyć
mógłby choć raz w życiu
być kochankiem uczuciem opętanym
gdyby… był kochany
gdyby… dostał od losu
choć małą próbkę miłości
w pakiecie z jesiennym deszczem
i bonusem wiosennego Słońca i Księżyca
a może jednak… coś przeoczył…

A może i na tę najważniejszą promocję
też się spóźniłem… pomyślał
bo doskwierało mu dojmujące przekonanie
że nawet duszę miał z przeceny
choć sam też jej nie umiał docenić

Ja zaś, choć gdzieś się spieszyłem
nie umiałem przejść koło niego obojętnie
może by się nie minąć z jego inną prawdą
a może się obawiałem
choć może niesłusznie…
że gdy znowu na niego spojrzę
speszony nic nie odpowie
może nie zechce
a może już nie będzie potrafił
nawet spojrzeniem

Jednak nieśmiało spojrzałem…
chyba nie zauważył
może i dobrze - pomyślałem

Dziś nie wiem, nie pamiętam
dlaczego tak zapadł mi w pamięci
że postanowiłem
ten niewiele wtedy znaczący epizod
zapisać… nie tylko w pamięci
i, że wracam do tego
a miałem wtedy około czterdziestki
on chyba jesieni dwa razy więcej
ale myślę
że mimo to kochał swe życie
i choć może takiego nie chciał
ale…
takie tylko miał




Prezes ?

⊰Ҝற$⊱………………………………………………………… Toruń - 1 listopada '94

Poem versions


 
COMMENTS