NAROL

author:  Alina Gołecka
5.0/5 | 2


Narol, miasto na wschodzie, wśród lasów Roztocza,
Mam je w sercu pamięci, mam w pamięci oczach...
Tam dzieciństwa błogiego najjaśniejsze chwile
Przeszły i uleciały jak barwne motyle...

Kresy blisko, więc mowy melodia śpiewniejsza,
Lasy gęstsze i zdrowsze, woda najczyściejsza...
Błękit nieba jak obrus usłany na stole
Ciepłym słońca promieniem żyzną pieścił rolę...

Tam mój tata chłopaczkiem pasł na łące krówkę...
Tam mu królowa nauk w jego mądrą główkę
Złożyła cenne dary swojego geniuszu...
Teraz wiedzą na świecie o pewnym Januszu,

Profesorze od funkcji i punktu stałego,
Który w dzieciństwie nie miał chleba powszedniego...
Bo go burze historii i nienawiść wrogów
Chciały zetrzeć z tej ziemi... ale - dzięki Bogu

Przetrwał wszystko, silniejszy wyszedł z tych opresji
I nigdy się nie ugiął ani poddał presji
Partyjnej czy usbeckiej, choćby w czarnej dobie -
Jest jasnym drogowskazem jak być wiernym sobie...

***

Lubiłam rano bosa z pachnącego domu
Dziadka wybiegać w ogród, nie mówiąc nikomu
I kryjąc się w malinach lub wśród grochu grządek
Zaprowadzać swój własny, dziecinny porządek...

Dziadek wstawszy o świcie już w piecu kuchennym
Palił drewnem, za oknem łańcuchem studziennym
Wodę, z której najlepsza na świecie herbata
Wyciągał w wielkim wiadrze... ja budziłam brata...

Zdziwiona, że przed chatą, na jasnej stolnicy
Leżą rzędem pierogi, jako wojownicy
W szyk bojowy do walki srogiej formowani...
A w przedsionku z porzeczek wino w wielkiej bani...

Na werandzie gorącej i dusznej w południe
Much chóry i orkiestry brzęczały tak cudnie,
Że dla dziecka - więc dla mnie - te melodie brzmiały
Niczym najpiękniej grane, niebiańskie chorały...

Nocą po rosie szło się gdzie mała wygódka -
Domek z sercem wyciętym, przy płocie ogródka.
Świerszcze głośniej niż za dnia pracowały w trawie,
Rój świetlików przewodził tej nocnej wyprawie...

A potem znowu siennik pachnący łąkami
I sny ciepłe, dziecinne, jak miękki aksamit...
Świt budził mnie ptakami i pianiem kogutów,
Sukienusia w kwiatuszki, nie nosiłam butów,

Bo po co, wszędzie miękko, chyba że ulica
Kocich łbów rzędy, wozy i ciężka konnica...
Po ulicy z honorem kaczka żwawo kroczy
Za nią kacząt gromadka cieszy małe oczy...

W Tanwi zabawa, Szumy i kaskad tysiące...
Zbierałam czterolistne szczęścia gdzieś na łące,
Pachniał chleb przed kosibą, mięta i rumianki...
Mama mi z mleczy złotych uplatała wianki...

Takie są moje wczesne dzieciństwa wspomnienia,
Piękno lasów, poziomek zapach i natchnienia
Do najpierwszych poezji porywów i wzruszeń...
Kiedyż znów do Narola mojego wyruszę?



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating: