Metanoia
Człowiek, który mieni się być istotą rozumną
To znaczy uzdolnioną do zwątpienia
Doświadcza westchnienia prawdy
Jakkolwiek niedorzecznie ta prawda wybrzmiewa
Po obręczach umysłu przesuwa się świadomość
W zasadzie jest ona równoległa do aksjomatu istnienia
Heidegger wspominał o bycie wychylonym ku śmierci
Wykrzykując z uporem swe szaleńcze Dasein!
I inni myślący zapewniali nas
O niechybnym kresie wędrówki bytów w materii
Jednak ten byt wzbrania się w całej swej krwistości istnienia
Przed obnażającą łaską prawdy
Bronią go twory doczesne
To znaczy skóra i serce
Które nie chcą umierać... - to zrozumiałe!
One ojczyzną posłusznie przyjęły Ziemię...
Czyli proch, wodór i tlen.
I można by je usprawiedliwić
Bo tak podpowiada nam rozum
Nasza doczesna instancja trwania.
Tymczasem...
Po zaciekłych horyzontach widma czasu
Przesuwa się widnokrąg wieczności
Tuż zza góry odwiecznych wyznaczeń i nakazów
Jaśnieje promień przecudnej formy litości
Podpowiedziano nam nazywać ją Miłością
Ona to wciąż odbrzmiewa w zaklętej bani czasu
I w czasie właśnie - wybrzmiewa jej symfonia wieczności
Wraz z barbarzyńskim najazdem porządań
I wypukłym przestworem pragnień
- Tej swoistej esencji człowieczeństwa
Ktoś recytuje równolegle elegie przejścia i celu,
Która uchodzi wraz z biegiem zamierzeń
Dlaczego tak bardzo wzbraniamy się przed prawdą?
Czy ona aż tak bardzo nie przystoi minucie, godzinie czy skale?
Wystarczyłoby powstrzymać zakusy stwarzania,
Które nie dla nas zostało pomyślane
Może wtedy znacznie łatwiej i oczywiściej
Byłoby nam odnaleźć
Prawdę
To znaczy...
Jedyną wartość
Istnienia.
To znaczy uzdolnioną do zwątpienia
Doświadcza westchnienia prawdy
Jakkolwiek niedorzecznie ta prawda wybrzmiewa
Po obręczach umysłu przesuwa się świadomość
W zasadzie jest ona równoległa do aksjomatu istnienia
Heidegger wspominał o bycie wychylonym ku śmierci
Wykrzykując z uporem swe szaleńcze Dasein!
I inni myślący zapewniali nas
O niechybnym kresie wędrówki bytów w materii
Jednak ten byt wzbrania się w całej swej krwistości istnienia
Przed obnażającą łaską prawdy
Bronią go twory doczesne
To znaczy skóra i serce
Które nie chcą umierać... - to zrozumiałe!
One ojczyzną posłusznie przyjęły Ziemię...
Czyli proch, wodór i tlen.
I można by je usprawiedliwić
Bo tak podpowiada nam rozum
Nasza doczesna instancja trwania.
Tymczasem...
Po zaciekłych horyzontach widma czasu
Przesuwa się widnokrąg wieczności
Tuż zza góry odwiecznych wyznaczeń i nakazów
Jaśnieje promień przecudnej formy litości
Podpowiedziano nam nazywać ją Miłością
Ona to wciąż odbrzmiewa w zaklętej bani czasu
I w czasie właśnie - wybrzmiewa jej symfonia wieczności
Wraz z barbarzyńskim najazdem porządań
I wypukłym przestworem pragnień
- Tej swoistej esencji człowieczeństwa
Ktoś recytuje równolegle elegie przejścia i celu,
Która uchodzi wraz z biegiem zamierzeń
Dlaczego tak bardzo wzbraniamy się przed prawdą?
Czy ona aż tak bardzo nie przystoi minucie, godzinie czy skale?
Wystarczyłoby powstrzymać zakusy stwarzania,
Które nie dla nas zostało pomyślane
Może wtedy znacznie łatwiej i oczywiściej
Byłoby nam odnaleźć
Prawdę
To znaczy...
Jedyną wartość
Istnienia.
COMMENTS
ADD COMMENT