Kiedyś, zimą...

author:  Ula eM
5.0/5 | 3


Schody pachniały terpentyną.
Rankiem ledwie rozpoznawalne
ślady pierwszych stóp.
Tych, którzy przyszli pierwsi.

W zaułkach
między tajemniczymi przejściami
siedzieli cicho i niewidzialnie
jacyś.

"hellou" pozdrawiałam,
a oni błyskali rozzłoszczonymi
białkami oczu,
- nie widzisz, że mnie tu nie ma ?

Kiedyś, zimą,
musiałam zawrócić
i przejść pełnymi ciepłego mroku
korytarzami.

Olbrzymie schody,
olbrzymia choinka,
dyskretne światełka odmawiały brewiarze,
śledząc mnie przyjaźnie i mimo woli.

Ach, to było ostatni raz,
gdy was widziałam
moi kochani,
ostatni raz.

Cichutko płonęły lampy Aladyna,
jak zawsze rozmodlone przed snem.
Kochali mnie,
naprawdę.

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  
30.04.2020,  Dekameron

My rating

My rating:  

My rating

My rating: