ULTRAMARYNA

author:  eryk ostrowski
5.0/5 | 2


Nauczyłem się rozumieć noc.
I morze podpłynęło.
Dwoje ludzi, czerń nieba i czerń zorzy.
W naszych spojrzeniach ciemność
na niebie ciemność
i morze, w barwach ultramaryny.

Sztuka życia to mądrość, która nie blednie o świcie.
Od tego czasu otwierałem wiele drzwi
i zawsze trafiałem na właściwe.
Nad tym brzegiem świt ma kształt półksiężyca
rozchyla wargi lekko
w jednym płomieniu
potem zaciska.
Z bólu mrużę powieki

bo było mi dane bez słów się zwierzać
nie kajać szeptem
i być rozumianym.
Nadal otwierałem drzwi
wciąż odkrywając w nich ciebie
i dopełniałem pejzaż
ożywiałem marzenia.

I chociaż za dnia ten obraz odpycham
powraca
w noc wchodząc, w sennych ramach.
Wśród barw samotności odnajduję w nim
siebie
więzionego przez prawdziwy rodzaj błękitu.
Tak właśnie zwracasz ku mnie oczy
a ja od lat jedną śmiercią ginę
i póki blask
zapominam…

Tej nocy znów śniłem ten sen
piętra lasów, góry i piętra dolin
wśród dwóch szczytów przepaść
nie rozwarta nigdy.
Tam zanurzam pędzel,
w spełniony krajobraz.
…………………………………………………..
to dziwne
umrzeć w morzu
raz jeszcze przeżyć
płynność narodzin
cyklicznie
z końca w początek
i znów od nowa
morze –



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating: