W GARAŻU

author:  Ryszard Ryziewicz
5.0/5 | 1


Jednego razu od razu,
zgasło światło w garażu.
Zenobia się wystraszyła,
bo nigdy w ciemnościach nie była.
Mówi więc do Henryka:
Cóż z tej ciemności wynika?
A Henryk - kawalarz, pomału
rzekł: To przyczyna zawału.
Krew zalała ci oczy,
więc potrzebujesz pomocy.
Tak jednak dobrze się składa,
że ja umiem pomagać.
Cóż mam robić nieboga,
kiedy wzbiera mnie trwoga.
Zniweczon mój wzrok i słuch,
pozostał mi ino duch.
A i on w piersi się trzepie
bez śladu po dawnej krzepie.
Pan Henryk pociesza niebogę
objętą przez wielką trwogę.
Leż Zenobio w spokoju
i nie zażywaj znoju.
Ja w tej wielkiej ciemności
sprawię ci trochę radości.
I minie ci wkrótce zawał,
lecz żebym nie przestawał
w leczeniu moim skutecznym,
pacjent musi być grzecznym.
Poddać się mojej woli,
bo będę leczył powoli,
aż wrócą ci wszystkie zmysły,
a umysł się zrobi czysty.
Więc lecz mnie mój ty doktorze,
bo chyba czuję się gorzej.
Niebyt ogarnia członki me,
a w kościach czuję już zimę.
Legła na tylnej kanapie,
leczący Henryk aż sapie,
i pyta Zenobię ostrożnie:
Czy leczyć skutecznie, czy zbożnie?
Henryku skutecznie mnie lecz,
bo zdrowie to ważna jest rzecz.
Więc leczył ją Henryk skutecznie,
a ona leżała grzecznie.
I tak w wyniku kuracji
Zenobia raz przy kolacji
poczuła ten dziwny ruch...
Kopnięcia od środka w brzuch.
Zjadła więc śledzia z sernikiem,
czego niechybnym wynikiem
były ogromne mdłości
… I Heńka okrzyk radości:
Ach wreszcie będę tatą.
I co wy państwo na to???



 
COMMENTS


Moja ocena

Mój ulubiony z tomiku.
My rating: