Zasięg
Jeszcze jedna z tych dłuższych, bezsennych
namacalna, jak kilka, których dotykałem
syropowata ciecz pamiętania dobrze zna jej pochód
Ona jest, i ja też tu zostaję
odciskam jej usta w miękkiej glinie
każde odbicie wargi powierzchnią dnia
matrycą krwi z krwi
Dlatego nie pytaj mnie o atlas świata
cały pomieści się w mniejszym uchu
Nawet wielcy nie potrafią odkryć następnych pięciu Ameryk
nie znają także kursów powrotnych
tłum wrzeszczy wprost w glinę, coraz bardziej groźny
brak mu kunsztu rzeźbiarza
i prostoty warg do odciśnięcia
Jeszcze jedna noc, co posmakowała pytań
Któż z nas nie czerpie korzyści z jej bezsenności
zbyt długa już, rozmywa się z brzegiem
I tylko duchy zlewają się w tłumy
niektórym za nisko płynie statek ostatnich nadziei.
Jeszcze jedna – brzuchy siatek na motyle wyginają się
od moczenia skrzydeł
rybia łuska obrasta nóż rzeczy
wtapia się w nią żywica pni, nie okrytych dłoni
A ręce drżą, kiedy chwytają pytajnik za skrzela
sny wypalają oczy
wyrzucają w noc niestrawne wnętrzności duszy
I jeszcze – lustra tłoczne od ryb i od mew
świat tłoku
zbyt mechaniczne odbicie
Dłonie tak oprawców jak i odkrywców zawsze puste i czyste
Słowa się kurczą, jak otoczak gładko idą na dno
w końcu ile nieznanych kroków można odmierzyć dłońmi ?
Żar idzie w słowa – kamień węgielny świata
na dystans
Całą wolność pożarły ptaki
ryby - nie odkryte brzegi, sprawy do końca,
do kości
do ości
Dlatego nie pytaj mnie o matrycę milczenia
zbyt trudnych do wymówienia imion
głoski zbyt kruche by przysiąść na niewypowiedzianym
Martwy bowiem jest ciężar
tego, co jeszcze w naszym zasięgu
namacalna, jak kilka, których dotykałem
syropowata ciecz pamiętania dobrze zna jej pochód
Ona jest, i ja też tu zostaję
odciskam jej usta w miękkiej glinie
każde odbicie wargi powierzchnią dnia
matrycą krwi z krwi
Dlatego nie pytaj mnie o atlas świata
cały pomieści się w mniejszym uchu
Nawet wielcy nie potrafią odkryć następnych pięciu Ameryk
nie znają także kursów powrotnych
tłum wrzeszczy wprost w glinę, coraz bardziej groźny
brak mu kunsztu rzeźbiarza
i prostoty warg do odciśnięcia
Jeszcze jedna noc, co posmakowała pytań
Któż z nas nie czerpie korzyści z jej bezsenności
zbyt długa już, rozmywa się z brzegiem
I tylko duchy zlewają się w tłumy
niektórym za nisko płynie statek ostatnich nadziei.
Jeszcze jedna – brzuchy siatek na motyle wyginają się
od moczenia skrzydeł
rybia łuska obrasta nóż rzeczy
wtapia się w nią żywica pni, nie okrytych dłoni
A ręce drżą, kiedy chwytają pytajnik za skrzela
sny wypalają oczy
wyrzucają w noc niestrawne wnętrzności duszy
I jeszcze – lustra tłoczne od ryb i od mew
świat tłoku
zbyt mechaniczne odbicie
Dłonie tak oprawców jak i odkrywców zawsze puste i czyste
Słowa się kurczą, jak otoczak gładko idą na dno
w końcu ile nieznanych kroków można odmierzyć dłońmi ?
Żar idzie w słowa – kamień węgielny świata
na dystans
Całą wolność pożarły ptaki
ryby - nie odkryte brzegi, sprawy do końca,
do kości
do ości
Dlatego nie pytaj mnie o matrycę milczenia
zbyt trudnych do wymówienia imion
głoski zbyt kruche by przysiąść na niewypowiedzianym
Martwy bowiem jest ciężar
tego, co jeszcze w naszym zasięgu
My rating
nie wszystko jest do pojęcia... nie wszystko rozumiem, ale coś czuję... jakbym łapał zasięg. Pomału.