Podróż Trzech Mędrców (Journey of the Magi) - T.S. Eliot

author:  Michał Muszalik
5.0/5 | 1


"To była mroźna wyprawa
w najgorszą bodaj z pór roku
na podróż - i to tak długą podróż.
Grząskie i mroźne szlaki oraz tnące wichry -
przerażający środek zimy"
I wielbłądy uparte, obolałe i krnąbrne
pokładały się wciąż w topniejącym śniegu.
Chwilami byliśmy cali przejęci tęsknotą
do letnich pałaców na zboczach, tarasów
i dziewcząt jakby z jedwabiu, roznoszących sorbet.
Poganiacze wielbłądów wiecznie klęli, zrzędzili,
uciekali, żądni trunku oraz kobiet.
A nocne ogniska gasły i nie było schronienia,
i miasta nas miały za wrogów, a ludzie za nieprzyjaciół,
zaś wioski tonęły w brudzie i podbijano nam ceny.
To był czas wielkiej próby,
pod koniec woleliśmy podróżować nocami,
sypiając wśród płytkich drzemek,
a jakieś głosy śpiewały prosto do naszych uszu:
to jest zupełna głupota.

Aż przyszedł świt, że dotarliśmy do łagodnej doliny,
wilgotnej, poniżej śniegów, pachnącej rozkwitem roślin,
z rwącym strumieniem i młynem młócącym kołem ciemność,
gdzie trzy drzewa wspierały się o niski strop nieba,
a stareńki koń siwek galopował po łące.
Wstąpiliśmy do tawerny z liśćmi wina nad drzwiami,
za którymi sześć dłoni grało w kości o srebro,
a stopy uparcie tłukły o puste bukłaki na wino.
Lecz nie wiedziano tam nic - więc ruszyliśmy dalej,
żeby przybyć pod wieczór, niemalże rychło w czas,
znajdując miejsce - można rzec - odpowiednie.

To wszystko, pamiętam, było bardzo dawno.
Zrobiłbym to ponownie, ale trzeba postawić
trzeba postawić
pytanie: przeszliśmy całą tę drogę
do Narodzin czy Śmierci? To były Narodziny - na pewno,
mieliśmy dowody i żadnych wątpliwości. widziałem narodziny i śmierć,
myślałem jednak wcześniej, że to sprawy odrębne. Te zaś Narodziny
były dla nas mozolną agonią, jakbyśmy sami konali.
Wróciliśmy do domów, do tamtych odległych Królestw,
ale nie dało się żyć swobodnie wśród tych starych obrzędów,
pośród postronnych ludzi obściskujących swych bogów.
Byłbym zadowolony z zupełnie innej śmierci.









Tłumaczenie wiersza T.S. Eliota z 1927 roku.

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating: